niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 16

- Kochana, masz smykałkę do wypadków! Na szczęście, to nic wielkiego - mówiła Pomfrey. - Tylko posmaruję maścią, wypowiem parę zaklęć i bandażem, jasne? Zaraz wracam, a ty usiądź na tym krześle.
- Oczywiście. - odpowiedziała.
Hermiona rozejrzała się po pokoju. Leżał tam tylko jakiś chłopak ze złamaną nogą i dziewczyna, która spała jak kamień. Pewnie tak wyglądała, jak spała przez te cztery dni. Po chwili przyszła znowu pielęgniarka i poprosiła, abym oparła nogę o łóżko. Smarowała specjalną maścią, mamrotała pod nosem zaklęcia i w którymś momencie z różdżki wyleciał bandaż owijając kostkę.
- Gotowe, panno Granger. Może pani już iść. - uśmiechnęła się.
Miała małe problemy z chodzeniem, ale za bardzo jej to nie przeszkadzało. Rozmyślała, gdzie poszedł Draco. Musiała teraz pójść na lekcję.
- Czas zadać wam pracę, spokojnie, to nie dużo! - mówił profesor, dopóki wzrok klasy nie skupił się na Gryfonce.
- Przepraszam za spóźnienie, ale byłam u pielęgniarki. Do tego ktoś zwinął jej maść! - tłumaczyła się.
- Eh... Niech będzie ale pani zrobi pracę, dobrze?
- Tak, tak!
- Usiądź gdziekolwiek.
Podeszła do wolnej ławki koło Hanny z Hufflepuffu.
- Wiem, że na pewno tak długo by to nie trwało. - odezwała się. - Ale ty nigdy nie szłaś na wagary! Coś jest nie tak z tobą!
- Życie ma wiele tajemnic. - uśmiechnęła się.
- Opiszecie te dwa zaklęcia, które omawialiśmy - odezwał się MacBirly. - Drętwota i Ansendio. Hermiono, masz -5p za wielkie spóźnienie, ale jestem łaskawy, więc możesz opisać tylko jedno jak chcesz.
- Zrobie dwa! Naprawdę! - zaprzeczała.
- Jak chcesz. No, kończymy zmykajcie dzieciaki!
Harry z Ronem podbiegł do Hermiony.
- Jak ja chciałbym go zamiast Snape'a! - mówił Ron.
- Co Drętwote wcześniej potrafiliśmy. - zaśmiał się Harry. - Ansendio jest ciekawe. Chciałbym go użyć na Malfoy'u.
- A jak kostka? Maść to pewnie on też zabrał. - dopowiedział Weasley. - Idziesz gdzieś? My mamy wolne, a ty?
- Numerologia! To taki cudowny przedmiot!
- Dla kujonów napewno. - szepnął szesastolatek do Harry'ego.
- Dobrze słyszę! - oburzyła się dziewczyna.
- My tylko się wygłupiamy! - uspokajał ją Potter. - Widzimy się po lekcjach! Potem nic nie mamy! Ty też zapewne.
- Tak, numerologia to ostatnia lekcja. Narka.
Odeszła. Draco też chodził na numerologię, więc wreszcie go zobaczy. Teraz już dawno powinien do niej podbiec. Zaczynała się niepokoić. Ale czego miała się bać? Będzie na numerologii albo chociaż na jej połowie. Ale czuła, że coś jest nie tak. Na zegarze wybiła za piętnaście szósta. Musiała już iść na lekcje, miała pięć minut, ale i tak zdążyła. Jak podejrzewała, go nie było, ale zaczynała się martwić. Dobiegł koniec lekcji. Draco jeszcze nie przyszedł.
- Hermiona! - zawołała za nią Amanda, pewna krukonka. - Czekaj!
- Nie mogę! Potem przyjdę! - odpowiedziała i pobiegła.
Biegła tam, gdzie Malfoy pokazał jej tunel. gdy dotarła na miejce, go nie było.
- Lumos - szepnęła.
Zdziwił ją wygląd tego tunelu, ale były ważniejsze sprawy.
- Coś w tym tunelu jest więcej, niż Draco przypuszczał. - pomyślała. - Kiedyś oglądałam z tatą taki jeden film... Dotyk! Może one odtworzą sekretne przejście. Które, które...
Ciągle patrzyła i dokładnie badała kamienie, ale nie mogła żadnego znaleść, kiedy była blisko ku celu, jakiś kot wbiegł do tunelu i stanął obok niej. Nie była to pani Norris. Po chwili weszła Pansy z założonymi rękami i szyderczym uśmiechem.
- O, szlama! - zaśmiała się.
- Co tu robisz, Parkinson? - obrzydziła się, kiedy wymawiała to nazwisko.
- Ja!? Pff... Co TY tu robisz!? Znam twoje plany, które zamierzam powstrzymać.
Gryfonka wyszła z tunelu, sztyrchając w bok Ślizgonkę.
- Zaprowadzę cię lepiej do skrzydła, bo masz coś nie tak z mózgiem. - odparowała.
- Ty nic nie wiesz!? Śmiało! Gadaj!
- Co niby?
- Że chodzisz z moim EX, którego zamierzam odzyskać!
- Czekaj, chodzi ci o Dracona?
- A o kogo niby!? Nie udawaj głupiej Granger!
                                                                                      (...)
 Droga zaczęła się zwężać, co nie pomagało to Ślizgonowi. Wcześniej o mało nie spadł w przepaść. Zaczynał się niepokoić, ale dodawał otuchy w ten sposób, że nie wybrał kładki, bo dawno by zginął. Szedł tak, jakby wyglądało, że przytula ścianę groty. Kroki zaczął stawiać coraz wolniej. Czuł, że tak jagby czas nie istnieje, nie istniał i nie będzie istnieć. Po paru krokach, ścieżka była szeroka. Szedł dalej. Czuł się odważniej. Po jakimś czasie (nie mógł ocenić, ponieważ czuł się, jagby czas nie istniał) zobaczył kolejne skrzyżowanie, co go wkurzyło. W kącie leżał jakaś skulona kulka. Draco miał wachania, czy do niej nie podejść, ale Hermiona go dużo nauczyła. Podszedł, a kłębek powstanął. Był to człowiek wielkości skrzata domowego, ale o 3 cale wyższy.
- Kim jesteś? - spytał Ślizgon.
Postać spojrzała na niego. Oczy zaczęły świecić na żółto.
- Nie mogę ci powiedzieć, kim jestem, ale wzkazówki jedynie raczyć mogę. Skręć w Lewo, a będziesz mógł zobaczć przyszłość, ale już nie powrócisz. Prosta droga oznacza dalszą wędrówkę, ale trochę inną niż tą, którą przybyłeś Na prawo spotkasz i dojdziesz do swego celu. Masz 60 sekund na wybór, inaczej mam pozwolenie, abym cię zabił. 60... 59...
Jego celem była Hermiona, ale czy zobaczy tylko hologram?
- 50... 49...
- Dość! Wybrałem drogę! Idę na prawo.
Postać skinęła głową.
- Idziesz za swoim celem, a ja wiem jaki jest. Mądrze wybrałeś, ale równocześnie nie. Idź, masz 30 sekund. 30... 29... 28...
- Żegnam!
Skręcił w prawo. Miał nadzieje, że wreszcie się przebudzi z głupiego snu. Nagle to uczucie, w którym czuł, że czas zanikł, znikło. Spojrzał na zegarek. 20 godzina, 31 minuta, 8 sekunda. Kiedy szedł, była chyba 18. Nie wiedział, co to za magia, ale na pewno nie dobra. Pomacał w torbie, znalazł tam małą buteleczkę i nie dużą zawartość proszku, którą dostał od tajemniczej dziewczyny. Wlał zawartość na czoło i oparł się o ścianę.
Otworzył oczy. Musiało to trochę potrwać, dopóki nie zobaczył wszystkiego dokładniej.
- Popatrz Narcyzo! - uśmiechnęła się osoba z jasnymi, długimi włosami. - Nasz syn. Będziemy z niego dumni!
- Przeczuwam, że pójdzie w twoje ślady. - uśmiechnęła się kobieta do mężczyzny.
 Draco zrozumiał, że jest nieworodkiem, a to jego rodzice.
Obraz się zamazał. Teraz był gdzie indziej.
Był na jakieś wieży. Obok niego była osoba w kucyku. Gwiazdy na niebie lśniły.
- Chciałamby to zobaczyć ponownie, gdybyśmy nie byli w takiej sytuacji - odezwała się. 
- Jakiej? - spytał.
Osoba odwróciła się do niego tak, że mógł zobaczyć jej twarz. Była to Hermiona.
- Nie widzisz? Jesteśmy w trudnej sytuacji. Mnie zaczyna to przypominać "Romeo i Julię", książkę mugolską, ale mam nadzieje, że będzie inne zakończenie. Chciałamby założyć rodzinę, mieć dobrą pracę, dzieci i żyć normalnie. To wszystko tylko przez nasze pochodzenie!
- Czekaj, chcesz mieć ze mną?
- A z kim niby, Draco? Ja cie kocham. Kocham szczerze, mimo tej sytuacji.
- Ja też.
Usta Chłopaka zbliżyły się do ust dziewczyny.
Obraz ponownie się zamazał.
Był pośrodku wojny. Obok niego Harry walczył z Czarnym Panem. Za nim niewielka grupka Zakonu Feniksa, Gwardia Dumbledore'a i Śmierciożercy, po lewo jakieś monstra walczyły z centaurami i czarodziejami. 
 - Draco! - usłyszał znajomy głos na półncnym zachodzie. - Draco, pomóż mi!
Wiedział, że była to Hermiona. Bez zastanowienia pobiegł, ile miał sił w nogach. Zobaczył przerażoną Hermionę, a nad nim smoka, który gonił ich, kiedy uciekali od jego domu, ale był o wiele większy i o wiele bardziej przerażający.
- Hermiona! - wołał. - Już biegnę!
Gdy biegł, w połowie drugi stanął jego ojciec. Miał wielką ranę, która rozchodziła się od policzka, po szyję i posiadał bliznę na brwi. Ślizgon wyciągnął różdżkę, jagby był gotowy do walki.
- Draco... - przemówił. - Nie będziesz mnie zmuszał do walki z własnym ojcem.
- Będę! - krzyknął. - Nic mnie nie obchodzi ta sytuacja! Wiesz dobrze, czego chce!
Lucjusz zrobił minę obrzydzenia, a Gryfonka coraz bardziej się bała, ale miała trochę otuchy
- Nie drażnij smoka! - wołała.
- Twoja szlamowata dziewczynka ma rację. - poparł ją Śmierciożerca. - On działa na moje i mojej koleżanki rozkazy. Mogę ją oszczędzić, ale mogę i nie. Mam dla ciebie propozycję. Możesz być tym, kim chciałeś być! Ona będzie żyć, ale nigdy nie będę miał w rodzinie zdrajcę krwi. Syriusz mi wystarczy. 
- Nie słuchaj go! - krzyknęła z tyłu dziewczyna. - Draco! Nie...
Nic nie dosłyszał, ponieważ smok położył się i zasłonił ją łapami.
- Sam nie wygrasz, synu. - ciągnął dalej jego ojciec. - Czarny Pan może jeszcze ci wybaczyć. Wiemy, co robiłeś.
Zza nim wyszła Pansy i kobieta animag w swojej normalnej postaci. Pansy uśmiechnęła się szyderczo i pokazała swój mroczny znak.
- Draco - odezwała się. - Proszę, wstąp do nas. Bądź starym Draconem! Możesz mieć u mnie szanse! Masz teraz szanse naprawić wszystko! Draco.
Obraz po raz kolejny się zamazał.
Znajdował się w przedziale metra. Obok niego siedziała mała dziewczynka, trochę podobna do tej, której widział kiedy dawała mu fiolkę i proch. Nagle metro stanęło.
- Tato, to już tu - odezwała się dziewczynka. - No chodź!
Pociągnęła go za rękaw koszuli. Nawet nie zauważył, że był ubrany elegancko. Zrozumiał, że to przyszłość, a to jego dziecko. 
- Spokojnie, nie musisz mnie ciągnąć - uśmiechnął się lekko.
Dziewczynka go puściła, ale szła przodem. Szli przez ruchome schody, przeszli przez ulicę i znaleźli się przed wielkim, nowoczesnymi budynkiami mieszkalnym.
- Tato, nie idziesz? - spytała. - Dziwnie jesteś spięty.
- Nie, skąd! - zaprzeczył. - Jak chcesz, to prowadź.
Kiwnęła tylko głową. Stanęła na jakieś skrzynce elektornicznej i wpisała kod: 04526. Furtka odtworzyła się. Dziewczyna skierowała się na blok nr. 4. Weszła po schodach i do windy. Kliknęła na piętnasty z dwudziestu przycisków, nie licząc garażu i parteru. Winda się odtworzyła, a dziewczynka skręciła w lewo i odtworzyła brązowe drzwi, na których było napisane:
"Hermiona i Dracon Malfoy'owie". Mieszkanie było bardzo nowoczesne. Na ścianach widniały kolaże. Na jednym kolażu, były zdjęcia dziewczynki od narodzenia, aż do teraz. Wszystkich było ich osiem, więc miała osiem lat. Na drugim był chłopczyk, ale było tylko pięć zdjęć.
- Rozalio! - usłyszał miły, znajomy głos. - Draco! Wreszcie jesteście.
Podbiegła Hermiona w białej sukience i uściskała ich. 
- Mamo, mogę pooglądać telewizję? - spytała mała.
- Brutus ogląda kochana, narazie umyj ręce i posprzątaj trochę w pokoju.
Słychać było pomruk niezadowolenia, ale poszła do łazienki.
- Jak w pracy? - spytała.
- U mnie? Dobrze, a u ciebie?
- Mały problem u Munga, ale przynajmniej było ciekawie. - uśmiechnęła się. - Brutus dziś przyniósł pracę z przedczkola. 
Podeszła do kredensu i wyjęła papier, na którym widniały bazgroły w podstawie ludzi. Przedstawiała ludzi patyczaków, a nad nimi widniały napisy: Mama, Tata, Rozalia, Ja. Na dole było napisane "Brutus, 5 lat".
- Ładnie? - pociągnął go za nogawkę chłopczyk.
- Ładne? Piękne! - pogłaskał chłopca po ciemnych, ładnie ułożonych włosach. 
- Przypomina ciebie. - podeszła do niego Hermiona. - Z wyjątkiem włosów i oczu.
- Spójrz na Rozalię. - uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
Obraz ponownie się zamazał.
Był w własnym domu, na uczcie. Naprzeciwko Pansy uśmiechała się do niego i zgrabnie nakładała kawałki jedzenia. Po jego obu bokach byli jego rodzice. Jedną połowę zajmowała jego rodzina, a drugą jej. Lucjusz nagle wstanął.
- Chciałbym życzyć naszej parze szczęścia, a mojemu synowi powiedzieć jeszcze raz, że wybrał dobrze. 
Towarzystwo klaskało. Po chwili powstał na drugim końcu stołu ojciec Pansy.
- Jestem dumny z tego spotkania i wyboru naszych mądrych, dojrzałych dzieci.
Osoby po raz kolejny klasnęły.
- Draco - szepnęła do niego matka. - Trzymaj się tradycji. Teraz idziecie na dziesięć minutek do pokoju, aby pobyć sami przed ślubem.
- Przed czym?! - o mało nie krzyknął ze zdziwienia.
- Ślubem, nie pamiętasz? 
Obraz zniknął, a on obudził się zdyszany w ciemnej grocie. Pomyślał, że trzeba iść dalej. Dręcząca myśl ciągle przebiegała po nim. Rozalia mogła być kobietą, którą spotkał, ale mogła użyć zmieniacza czasu.
                                                                          (...)
Hermiona ciągle zaniepokojała się nagłym zniknięciem Dracona. Minęło cztery dni. Musiała powiedzieć Dumbledore'owi, gdzie widziała go wcześniej. Wychodziła z sali od numerologii trzymając swoje podręczniki, pergaminy i pióro w rękach, a nie w torbie - wkładała teraz tam inne, najróżniejsze rzeczy. Nagle wpadła na nią jakaś dziewczynka, wytrącając wszystkie podręczniki.
- Sorka! - zawołała
Rozpoznała ten głos. Była to Vanessa. Podeszła do niej, i poukładała podręczniki od największej do najmniejszej grubości.
- Ja się zamyśliłam, to moja wina. - odpowiedziała Gryfonka.
- Nieważne, a tak a pro po, czy Draco wyjechał?
Zamarła cisza. Dziewczyna położyła mocno dłonie na ramionach szesnastolatki.
- Hermiono, co się dzieje?
- Widziałam go ostatnio cztery dni temu. - odpowiedziałam. - On nigdzie nie wrócił od tego czasu.
Pociągnęła ją mocno za rękę, przy okazji wylewając atrament na jej rękę i na podłogę, ale niczym się nie przejęła.
- Powiedz Dumbledore'owi! To tak nie może być!
Gryfonka nic nie mówiła, tylko młodsza o trzy lata Ślizgonka ciągnęła ją w stronę gabinetu Dumbledore'a. Kiedy podeszły ku posągu, Vanessa głośno i wyraźnie powiedziała:
- Lukrowe Pióro!
Posąg się poruszył pokazując schody. Dziewczyny weszły po nich na samą górę. Dyrektor w tym momencie głaskał swojego feniksa, Fawkes'a. Nie odwrócił się do nich, a powitał ich:
- Witam drogie panie.
- Dumbledore, to poważne! - odezwała się jako pierwsza trzynastolatka. - Chodzi o Dracona!
Albus odwrócił się i tajemniczo spojrzał to na nią, to na Hermionę.
- Hermiona, gadaj! - szturchnęła ją lekko.
- No, cztery dni temu poszliśmy na randkę...
- Dlatego nie było cię na jednej lekcji? - przerwał.
- Tak, nieukaże mnie psor, jak powiem o innych rzeczach?
- Ważniejsze jest zaginienie ucznia, panno Granger. Mów dalej - odparł stanowczo.
- Poszliśmy tunelem do Hogsmade na randkę. Mieliśmy za mało pieniędzy aby zapłacić, a jakaś postać w kapturze podeszła i dała nam pieniądze. Zapłaciliśmy nimi kelnerce, a potem zoriętowaliśmy się, że to fałszywki. Miałam iść pierwsza, aby nie było, więc specjalnie zraniłam kostkę. Potem go nie widziałam. Wczoraj próbowałam go odszukać, a zauważyłam, że tunel był zrobiony z kamieni. Próbowałam odszukać jakiś innych, wyróżniających się kamieni, jak w mugolskich filmach, ale Pansy mnie złapała.
 Dyrektor słuchał uważnie. Po chwili się odezwał.
- Znaleźliście zakazany tunel, zamknięty już od ponad 60 lat. Wezwiemy aurorów, to bardzo niebezpieczna misja. Proszę się nie niepokoić, mamy chyba zpisane tajemnice tego tunelu przez jednego aurora, który skończył tragicznie. Vanesso, prosiłbym, abyś na sekundkę została.
Hermiona skinęła głową i wyszła. Wiedziała, że jej partner jest w wielkim niebezpieczeństwie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć! Przepraszam, że dawno nie pisałam, ale właśnie przez całe ferie musieli odciąć mi dostęp do internetu, ale już jestem :). Na kartkach pisałam dalsze rozdziały, więc postaram się, aby szybciej one zostały wstawione.
Trzymajcie się, a wszystkim innym, którzy zaczęli ferie, życzę udanych, tak, jak moje(bez neta da się żyć :P)
Pozdrawiam was serdecznie!
~~Lunatrix Malfoy

1 komentarz:

  1. Fajny rozdział podoba mi się :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na kolejny rozdział
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic