niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 16

- Kochana, masz smykałkę do wypadków! Na szczęście, to nic wielkiego - mówiła Pomfrey. - Tylko posmaruję maścią, wypowiem parę zaklęć i bandażem, jasne? Zaraz wracam, a ty usiądź na tym krześle.
- Oczywiście. - odpowiedziała.
Hermiona rozejrzała się po pokoju. Leżał tam tylko jakiś chłopak ze złamaną nogą i dziewczyna, która spała jak kamień. Pewnie tak wyglądała, jak spała przez te cztery dni. Po chwili przyszła znowu pielęgniarka i poprosiła, abym oparła nogę o łóżko. Smarowała specjalną maścią, mamrotała pod nosem zaklęcia i w którymś momencie z różdżki wyleciał bandaż owijając kostkę.
- Gotowe, panno Granger. Może pani już iść. - uśmiechnęła się.
Miała małe problemy z chodzeniem, ale za bardzo jej to nie przeszkadzało. Rozmyślała, gdzie poszedł Draco. Musiała teraz pójść na lekcję.
- Czas zadać wam pracę, spokojnie, to nie dużo! - mówił profesor, dopóki wzrok klasy nie skupił się na Gryfonce.
- Przepraszam za spóźnienie, ale byłam u pielęgniarki. Do tego ktoś zwinął jej maść! - tłumaczyła się.
- Eh... Niech będzie ale pani zrobi pracę, dobrze?
- Tak, tak!
- Usiądź gdziekolwiek.
Podeszła do wolnej ławki koło Hanny z Hufflepuffu.
- Wiem, że na pewno tak długo by to nie trwało. - odezwała się. - Ale ty nigdy nie szłaś na wagary! Coś jest nie tak z tobą!
- Życie ma wiele tajemnic. - uśmiechnęła się.
- Opiszecie te dwa zaklęcia, które omawialiśmy - odezwał się MacBirly. - Drętwota i Ansendio. Hermiono, masz -5p za wielkie spóźnienie, ale jestem łaskawy, więc możesz opisać tylko jedno jak chcesz.
- Zrobie dwa! Naprawdę! - zaprzeczała.
- Jak chcesz. No, kończymy zmykajcie dzieciaki!
Harry z Ronem podbiegł do Hermiony.
- Jak ja chciałbym go zamiast Snape'a! - mówił Ron.
- Co Drętwote wcześniej potrafiliśmy. - zaśmiał się Harry. - Ansendio jest ciekawe. Chciałbym go użyć na Malfoy'u.
- A jak kostka? Maść to pewnie on też zabrał. - dopowiedział Weasley. - Idziesz gdzieś? My mamy wolne, a ty?
- Numerologia! To taki cudowny przedmiot!
- Dla kujonów napewno. - szepnął szesastolatek do Harry'ego.
- Dobrze słyszę! - oburzyła się dziewczyna.
- My tylko się wygłupiamy! - uspokajał ją Potter. - Widzimy się po lekcjach! Potem nic nie mamy! Ty też zapewne.
- Tak, numerologia to ostatnia lekcja. Narka.
Odeszła. Draco też chodził na numerologię, więc wreszcie go zobaczy. Teraz już dawno powinien do niej podbiec. Zaczynała się niepokoić. Ale czego miała się bać? Będzie na numerologii albo chociaż na jej połowie. Ale czuła, że coś jest nie tak. Na zegarze wybiła za piętnaście szósta. Musiała już iść na lekcje, miała pięć minut, ale i tak zdążyła. Jak podejrzewała, go nie było, ale zaczynała się martwić. Dobiegł koniec lekcji. Draco jeszcze nie przyszedł.
- Hermiona! - zawołała za nią Amanda, pewna krukonka. - Czekaj!
- Nie mogę! Potem przyjdę! - odpowiedziała i pobiegła.
Biegła tam, gdzie Malfoy pokazał jej tunel. gdy dotarła na miejce, go nie było.
- Lumos - szepnęła.
Zdziwił ją wygląd tego tunelu, ale były ważniejsze sprawy.
- Coś w tym tunelu jest więcej, niż Draco przypuszczał. - pomyślała. - Kiedyś oglądałam z tatą taki jeden film... Dotyk! Może one odtworzą sekretne przejście. Które, które...
Ciągle patrzyła i dokładnie badała kamienie, ale nie mogła żadnego znaleść, kiedy była blisko ku celu, jakiś kot wbiegł do tunelu i stanął obok niej. Nie była to pani Norris. Po chwili weszła Pansy z założonymi rękami i szyderczym uśmiechem.
- O, szlama! - zaśmiała się.
- Co tu robisz, Parkinson? - obrzydziła się, kiedy wymawiała to nazwisko.
- Ja!? Pff... Co TY tu robisz!? Znam twoje plany, które zamierzam powstrzymać.
Gryfonka wyszła z tunelu, sztyrchając w bok Ślizgonkę.
- Zaprowadzę cię lepiej do skrzydła, bo masz coś nie tak z mózgiem. - odparowała.
- Ty nic nie wiesz!? Śmiało! Gadaj!
- Co niby?
- Że chodzisz z moim EX, którego zamierzam odzyskać!
- Czekaj, chodzi ci o Dracona?
- A o kogo niby!? Nie udawaj głupiej Granger!
                                                                                      (...)
 Droga zaczęła się zwężać, co nie pomagało to Ślizgonowi. Wcześniej o mało nie spadł w przepaść. Zaczynał się niepokoić, ale dodawał otuchy w ten sposób, że nie wybrał kładki, bo dawno by zginął. Szedł tak, jakby wyglądało, że przytula ścianę groty. Kroki zaczął stawiać coraz wolniej. Czuł, że tak jagby czas nie istnieje, nie istniał i nie będzie istnieć. Po paru krokach, ścieżka była szeroka. Szedł dalej. Czuł się odważniej. Po jakimś czasie (nie mógł ocenić, ponieważ czuł się, jagby czas nie istniał) zobaczył kolejne skrzyżowanie, co go wkurzyło. W kącie leżał jakaś skulona kulka. Draco miał wachania, czy do niej nie podejść, ale Hermiona go dużo nauczyła. Podszedł, a kłębek powstanął. Był to człowiek wielkości skrzata domowego, ale o 3 cale wyższy.
- Kim jesteś? - spytał Ślizgon.
Postać spojrzała na niego. Oczy zaczęły świecić na żółto.
- Nie mogę ci powiedzieć, kim jestem, ale wzkazówki jedynie raczyć mogę. Skręć w Lewo, a będziesz mógł zobaczć przyszłość, ale już nie powrócisz. Prosta droga oznacza dalszą wędrówkę, ale trochę inną niż tą, którą przybyłeś Na prawo spotkasz i dojdziesz do swego celu. Masz 60 sekund na wybór, inaczej mam pozwolenie, abym cię zabił. 60... 59...
Jego celem była Hermiona, ale czy zobaczy tylko hologram?
- 50... 49...
- Dość! Wybrałem drogę! Idę na prawo.
Postać skinęła głową.
- Idziesz za swoim celem, a ja wiem jaki jest. Mądrze wybrałeś, ale równocześnie nie. Idź, masz 30 sekund. 30... 29... 28...
- Żegnam!
Skręcił w prawo. Miał nadzieje, że wreszcie się przebudzi z głupiego snu. Nagle to uczucie, w którym czuł, że czas zanikł, znikło. Spojrzał na zegarek. 20 godzina, 31 minuta, 8 sekunda. Kiedy szedł, była chyba 18. Nie wiedział, co to za magia, ale na pewno nie dobra. Pomacał w torbie, znalazł tam małą buteleczkę i nie dużą zawartość proszku, którą dostał od tajemniczej dziewczyny. Wlał zawartość na czoło i oparł się o ścianę.
Otworzył oczy. Musiało to trochę potrwać, dopóki nie zobaczył wszystkiego dokładniej.
- Popatrz Narcyzo! - uśmiechnęła się osoba z jasnymi, długimi włosami. - Nasz syn. Będziemy z niego dumni!
- Przeczuwam, że pójdzie w twoje ślady. - uśmiechnęła się kobieta do mężczyzny.
 Draco zrozumiał, że jest nieworodkiem, a to jego rodzice.
Obraz się zamazał. Teraz był gdzie indziej.
Był na jakieś wieży. Obok niego była osoba w kucyku. Gwiazdy na niebie lśniły.
- Chciałamby to zobaczyć ponownie, gdybyśmy nie byli w takiej sytuacji - odezwała się. 
- Jakiej? - spytał.
Osoba odwróciła się do niego tak, że mógł zobaczyć jej twarz. Była to Hermiona.
- Nie widzisz? Jesteśmy w trudnej sytuacji. Mnie zaczyna to przypominać "Romeo i Julię", książkę mugolską, ale mam nadzieje, że będzie inne zakończenie. Chciałamby założyć rodzinę, mieć dobrą pracę, dzieci i żyć normalnie. To wszystko tylko przez nasze pochodzenie!
- Czekaj, chcesz mieć ze mną?
- A z kim niby, Draco? Ja cie kocham. Kocham szczerze, mimo tej sytuacji.
- Ja też.
Usta Chłopaka zbliżyły się do ust dziewczyny.
Obraz ponownie się zamazał.
Był pośrodku wojny. Obok niego Harry walczył z Czarnym Panem. Za nim niewielka grupka Zakonu Feniksa, Gwardia Dumbledore'a i Śmierciożercy, po lewo jakieś monstra walczyły z centaurami i czarodziejami. 
 - Draco! - usłyszał znajomy głos na półncnym zachodzie. - Draco, pomóż mi!
Wiedział, że była to Hermiona. Bez zastanowienia pobiegł, ile miał sił w nogach. Zobaczył przerażoną Hermionę, a nad nim smoka, który gonił ich, kiedy uciekali od jego domu, ale był o wiele większy i o wiele bardziej przerażający.
- Hermiona! - wołał. - Już biegnę!
Gdy biegł, w połowie drugi stanął jego ojciec. Miał wielką ranę, która rozchodziła się od policzka, po szyję i posiadał bliznę na brwi. Ślizgon wyciągnął różdżkę, jagby był gotowy do walki.
- Draco... - przemówił. - Nie będziesz mnie zmuszał do walki z własnym ojcem.
- Będę! - krzyknął. - Nic mnie nie obchodzi ta sytuacja! Wiesz dobrze, czego chce!
Lucjusz zrobił minę obrzydzenia, a Gryfonka coraz bardziej się bała, ale miała trochę otuchy
- Nie drażnij smoka! - wołała.
- Twoja szlamowata dziewczynka ma rację. - poparł ją Śmierciożerca. - On działa na moje i mojej koleżanki rozkazy. Mogę ją oszczędzić, ale mogę i nie. Mam dla ciebie propozycję. Możesz być tym, kim chciałeś być! Ona będzie żyć, ale nigdy nie będę miał w rodzinie zdrajcę krwi. Syriusz mi wystarczy. 
- Nie słuchaj go! - krzyknęła z tyłu dziewczyna. - Draco! Nie...
Nic nie dosłyszał, ponieważ smok położył się i zasłonił ją łapami.
- Sam nie wygrasz, synu. - ciągnął dalej jego ojciec. - Czarny Pan może jeszcze ci wybaczyć. Wiemy, co robiłeś.
Zza nim wyszła Pansy i kobieta animag w swojej normalnej postaci. Pansy uśmiechnęła się szyderczo i pokazała swój mroczny znak.
- Draco - odezwała się. - Proszę, wstąp do nas. Bądź starym Draconem! Możesz mieć u mnie szanse! Masz teraz szanse naprawić wszystko! Draco.
Obraz po raz kolejny się zamazał.
Znajdował się w przedziale metra. Obok niego siedziała mała dziewczynka, trochę podobna do tej, której widział kiedy dawała mu fiolkę i proch. Nagle metro stanęło.
- Tato, to już tu - odezwała się dziewczynka. - No chodź!
Pociągnęła go za rękaw koszuli. Nawet nie zauważył, że był ubrany elegancko. Zrozumiał, że to przyszłość, a to jego dziecko. 
- Spokojnie, nie musisz mnie ciągnąć - uśmiechnął się lekko.
Dziewczynka go puściła, ale szła przodem. Szli przez ruchome schody, przeszli przez ulicę i znaleźli się przed wielkim, nowoczesnymi budynkiami mieszkalnym.
- Tato, nie idziesz? - spytała. - Dziwnie jesteś spięty.
- Nie, skąd! - zaprzeczył. - Jak chcesz, to prowadź.
Kiwnęła tylko głową. Stanęła na jakieś skrzynce elektornicznej i wpisała kod: 04526. Furtka odtworzyła się. Dziewczyna skierowała się na blok nr. 4. Weszła po schodach i do windy. Kliknęła na piętnasty z dwudziestu przycisków, nie licząc garażu i parteru. Winda się odtworzyła, a dziewczynka skręciła w lewo i odtworzyła brązowe drzwi, na których było napisane:
"Hermiona i Dracon Malfoy'owie". Mieszkanie było bardzo nowoczesne. Na ścianach widniały kolaże. Na jednym kolażu, były zdjęcia dziewczynki od narodzenia, aż do teraz. Wszystkich było ich osiem, więc miała osiem lat. Na drugim był chłopczyk, ale było tylko pięć zdjęć.
- Rozalio! - usłyszał miły, znajomy głos. - Draco! Wreszcie jesteście.
Podbiegła Hermiona w białej sukience i uściskała ich. 
- Mamo, mogę pooglądać telewizję? - spytała mała.
- Brutus ogląda kochana, narazie umyj ręce i posprzątaj trochę w pokoju.
Słychać było pomruk niezadowolenia, ale poszła do łazienki.
- Jak w pracy? - spytała.
- U mnie? Dobrze, a u ciebie?
- Mały problem u Munga, ale przynajmniej było ciekawie. - uśmiechnęła się. - Brutus dziś przyniósł pracę z przedczkola. 
Podeszła do kredensu i wyjęła papier, na którym widniały bazgroły w podstawie ludzi. Przedstawiała ludzi patyczaków, a nad nimi widniały napisy: Mama, Tata, Rozalia, Ja. Na dole było napisane "Brutus, 5 lat".
- Ładnie? - pociągnął go za nogawkę chłopczyk.
- Ładne? Piękne! - pogłaskał chłopca po ciemnych, ładnie ułożonych włosach. 
- Przypomina ciebie. - podeszła do niego Hermiona. - Z wyjątkiem włosów i oczu.
- Spójrz na Rozalię. - uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
Obraz ponownie się zamazał.
Był w własnym domu, na uczcie. Naprzeciwko Pansy uśmiechała się do niego i zgrabnie nakładała kawałki jedzenia. Po jego obu bokach byli jego rodzice. Jedną połowę zajmowała jego rodzina, a drugą jej. Lucjusz nagle wstanął.
- Chciałbym życzyć naszej parze szczęścia, a mojemu synowi powiedzieć jeszcze raz, że wybrał dobrze. 
Towarzystwo klaskało. Po chwili powstał na drugim końcu stołu ojciec Pansy.
- Jestem dumny z tego spotkania i wyboru naszych mądrych, dojrzałych dzieci.
Osoby po raz kolejny klasnęły.
- Draco - szepnęła do niego matka. - Trzymaj się tradycji. Teraz idziecie na dziesięć minutek do pokoju, aby pobyć sami przed ślubem.
- Przed czym?! - o mało nie krzyknął ze zdziwienia.
- Ślubem, nie pamiętasz? 
Obraz zniknął, a on obudził się zdyszany w ciemnej grocie. Pomyślał, że trzeba iść dalej. Dręcząca myśl ciągle przebiegała po nim. Rozalia mogła być kobietą, którą spotkał, ale mogła użyć zmieniacza czasu.
                                                                          (...)
Hermiona ciągle zaniepokojała się nagłym zniknięciem Dracona. Minęło cztery dni. Musiała powiedzieć Dumbledore'owi, gdzie widziała go wcześniej. Wychodziła z sali od numerologii trzymając swoje podręczniki, pergaminy i pióro w rękach, a nie w torbie - wkładała teraz tam inne, najróżniejsze rzeczy. Nagle wpadła na nią jakaś dziewczynka, wytrącając wszystkie podręczniki.
- Sorka! - zawołała
Rozpoznała ten głos. Była to Vanessa. Podeszła do niej, i poukładała podręczniki od największej do najmniejszej grubości.
- Ja się zamyśliłam, to moja wina. - odpowiedziała Gryfonka.
- Nieważne, a tak a pro po, czy Draco wyjechał?
Zamarła cisza. Dziewczyna położyła mocno dłonie na ramionach szesnastolatki.
- Hermiono, co się dzieje?
- Widziałam go ostatnio cztery dni temu. - odpowiedziałam. - On nigdzie nie wrócił od tego czasu.
Pociągnęła ją mocno za rękę, przy okazji wylewając atrament na jej rękę i na podłogę, ale niczym się nie przejęła.
- Powiedz Dumbledore'owi! To tak nie może być!
Gryfonka nic nie mówiła, tylko młodsza o trzy lata Ślizgonka ciągnęła ją w stronę gabinetu Dumbledore'a. Kiedy podeszły ku posągu, Vanessa głośno i wyraźnie powiedziała:
- Lukrowe Pióro!
Posąg się poruszył pokazując schody. Dziewczyny weszły po nich na samą górę. Dyrektor w tym momencie głaskał swojego feniksa, Fawkes'a. Nie odwrócił się do nich, a powitał ich:
- Witam drogie panie.
- Dumbledore, to poważne! - odezwała się jako pierwsza trzynastolatka. - Chodzi o Dracona!
Albus odwrócił się i tajemniczo spojrzał to na nią, to na Hermionę.
- Hermiona, gadaj! - szturchnęła ją lekko.
- No, cztery dni temu poszliśmy na randkę...
- Dlatego nie było cię na jednej lekcji? - przerwał.
- Tak, nieukaże mnie psor, jak powiem o innych rzeczach?
- Ważniejsze jest zaginienie ucznia, panno Granger. Mów dalej - odparł stanowczo.
- Poszliśmy tunelem do Hogsmade na randkę. Mieliśmy za mało pieniędzy aby zapłacić, a jakaś postać w kapturze podeszła i dała nam pieniądze. Zapłaciliśmy nimi kelnerce, a potem zoriętowaliśmy się, że to fałszywki. Miałam iść pierwsza, aby nie było, więc specjalnie zraniłam kostkę. Potem go nie widziałam. Wczoraj próbowałam go odszukać, a zauważyłam, że tunel był zrobiony z kamieni. Próbowałam odszukać jakiś innych, wyróżniających się kamieni, jak w mugolskich filmach, ale Pansy mnie złapała.
 Dyrektor słuchał uważnie. Po chwili się odezwał.
- Znaleźliście zakazany tunel, zamknięty już od ponad 60 lat. Wezwiemy aurorów, to bardzo niebezpieczna misja. Proszę się nie niepokoić, mamy chyba zpisane tajemnice tego tunelu przez jednego aurora, który skończył tragicznie. Vanesso, prosiłbym, abyś na sekundkę została.
Hermiona skinęła głową i wyszła. Wiedziała, że jej partner jest w wielkim niebezpieczeństwie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć! Przepraszam, że dawno nie pisałam, ale właśnie przez całe ferie musieli odciąć mi dostęp do internetu, ale już jestem :). Na kartkach pisałam dalsze rozdziały, więc postaram się, aby szybciej one zostały wstawione.
Trzymajcie się, a wszystkim innym, którzy zaczęli ferie, życzę udanych, tak, jak moje(bez neta da się żyć :P)
Pozdrawiam was serdecznie!
~~Lunatrix Malfoy

środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 15

- Te zwierzęta są wykorzystywane szczególnie w bankach... - ciągnął Hagrid.
- Profesorze! Draco biegnie! - zakłóciła spokój jedna ślizgonka.
Wszyscy obejrzeli się w stronę wskazaną przez dziewczynkę. Postać o bardzo jasnych włosach biegła w ich stronę. Po chwili było widać jego twarz.
- Cholibka! Dlaczego żeś się spóźnił?! - wołał
- A co cię to obchodzi wielkoludzie?
- Malfoy, ty dobrze wież co. - pokazał palcem.
Lekcja toczyła się spokojnie. Hagrid ciągle opowiadał o niuchaczaczach. Niektórzy ślizgoni i jeden puchon (chyba ten, który oprowadzał Vanessę) o mało nie zasnęli.
- ...Prosiłbym jeszcze o napisanie na pergaminie o tych cudowych zwierzętach! Na tak jedną stronę wystarczy. - dodał.
Po tych słowach słychać było pomruki niezadowolenia i radości z tego, że nie na dwie strony. Wszyscy po lekcji rozeźli się w swoje strony. Draco podbiegł do Hermiony.
- Mam wolną lekcję, a ty?
Dziewczyna wyjęła plan z torby.
- Obrona przed Czarną Magią z Krukonami. - wyrecytowała.
- Ah... Idź na wagary! - zachęcał.
- No chyba ci się śni. - szturchnęła go w bok.
- Dziwne, że nie jesteś Krukonką, kujonką. - zaśmiał się.
Gryfonka stanęła i się zamyśliła.
- No, ale gdzie chcesz iść?
- Na piwo kremowe? - zaproponował.
- Pff... Niby jak się wyślizgniesz?
- Mam swoje tajne sposoby, które nikomu nie zdradzałem. To co, idziesz.
Po raz kolejny się zamyśliła, ale po chwili powiedziała.
- Oj dobra, ale wszystko idzie na ciebie!
- Oczywiście! Za 20 minut przy moście, spoko?
- Dobra, jak chcesz. - kiwnęła głową i odeszła.
- Wagary. - pomyślała. - Co ja do cholery robie!? Profesor MacBirly który jest na zastępstwie obrony przed czarną magią mnie zabije. Szkoda, że Slughorn gdzieś zniknął! A Snape wcale nie najlepiej spisuje się na eliksirach. Pierwszy raz mogę się zgodzić z Draco - Ta szkoła schodzi na psy!
Odeszła w pół wściekłym, w pół spokojnym krokiem. Na szczęście wieża Gryffindoru była blisko. Nie miała pewności, czy Draco bierze ją na wagary, czy na radkę, ale coś jej mówiło, że i tak musi się choć trochę przyszykować.
- Podaj hasło. - usłyszała głos.
Była to oczywiście Gruba Dama.
- Lew. - odpowiedziała miłym głosem.
Portret otworzył drzwi do pokoju wspólnego, a Hermiona weszła do środka. W salonie były trzecioklasistki i piątoklasiści i jeden siódmoklasista. Kiwnęła im głową na przywitanie i weszła na schody w kierunku jej dormitorium.
W dormitorium oczywiście nikogo nie było. Gryfonka zaczynała żałować decyzji. Miała jeszcze kwadrans, więc dla niej powinno to wystarczyć. Wyjęła z szafki Lavender kredkę do oczu i perfumy o delikatnym zapachu kwiatów. Rozrysowała sobie na oko, jak ją uczyła Pravati. Wyjęła truskawkowy błyszczyk. Była chyba gotowa. Poszperała jeszcze w torebeczce Pravati i znalazła puder na policzki. W swojej szafce wyjęła naszyjnik w krztałcie serca - od mamy mugolki. Posprztątała wszystko, założyła różowy golf i wyszła. Spojrzała na plan lekcji powieszony nad biurkiem.
- Numerologia. - mruknęła i wyszła.
                                                                          (...)
- Draco, gdzie ty się wybierasz. - zaśmiał się Goyle
- Nie twoja sprawa, Goyle! - warknął.
- No, ale mógłbyś odpowiedzieć. - usiadł na łóżku Blaise. - Mam smykałkę do dziewczyn.
- Hmm... A przypadkiem już Tracey nie chodzi z tobą?
- Znudziła mi się, ale może do niej powrócę... - zamyślił się.
- No ale z kim idziesz!? - domagał się Crabbe
- Jeny, ona nie jest ze Slytherinu!
- Uuu... Krukonka? - męczył go Blaise.
- Eh... Zgadłeś. - odparł, jednocześnie trochę kłamiąc.
- No, będziesz miał koleżankę do spisywania. - zakpił jakiś cichy Ślizgon z końca sali.
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem poza Malfoy'em. Zerknął na swój srebny zegarek. Gdyby teraz nie wyszedł, byłby spóźniony.
- Dobra, ja muszę iść. Widzimy się później. - machnął ręką.
Ślizgoni ciągle nie przestawali się śmiać, ale wyszli za nim do pokoju wspólnego. Nawet ten cichy Ślizgon.
 Zaczął biec, aby się nie spóźnić. Musiał przejść wiele schodów, ponieważ jego dormitorium znajduje się przecież w lochach. Na szczęście, znał także skrót na świeże powietrze, co tędy pobiegł. Zauważył Hermionę czekającą na końcu mostu opierającą się o poręcz. Od razu go zauważyła. Draco do niej podbiegł. Zauważył u niej drobne zmianki, ale tym się zbytnio nie przejmował.
- Gotowa? - spytał uśmiechając się.
Dziewczyna do niego podeszła. Szepnęła mu do ucha:
- Gotowa.
Pokazał jej głową, aby za nią szedł. Skierowali się do zaułku, którego Gryfonka nigdy wcześniej nie zauważyła mimo, iż tyle lat chodzi do tej szkoły.
- Draco, gdzie idziemy? - spytała.
- Na piwo kremowe, a gdzie. - zamigotał mu w oku błysk.
Nagle znaleźli się w jakimś tunelu.
- Ten tunel sam odkryłem - opowiadał. - Nie ma go na tej mapce Potterka. Prowadzi prosto na tyły pubu "Pod Trzema Miotłami". Spokojnie, zaraz będziemy.
Tunel zaczął się zwężać, ale kiedy było widać światło, powrócił do normalnej formy. Rzeczywiście, byli z tyłu jakiegoś budynku. Szli prosto, a znaleźli się pomiędzy pubem, a sklepem odzieżowym Gladraga. Z tąd można było zobaczyś herbaciarnie pani Puddifoot.
- Draco, to randka? - spytała Hermiona
- Jeśli to tak uważasz, to tak. To randa. - mruknął.
- Gdzie idziemy?
- Jak uważasz, że randa to do pani Puddifoot?
- Ty proponujesz... Co szczerze to nie przepadam za jej herbatami.
- Brawo! - klasnął w ręce - Mamy odpowiedź! To do trzech mioteł.
Podeszli w kierunku trzech mioteł. Hermiona popchnęła drzwi i powiesiła swój płasz na wieszaku. Szesastolatek zrobił to samo. Zajęli mały stoliczek z dwoma fotelami. Kiedy usiedli, przyszła kelnerka. Jej ciemne kasztanowe włosy miała związane w kucyka. Na głowie nosiła czerwoną chustę w grochy. Usta miała różane pełne uśmiechu, a jej jasne oczy tryskały radością.
- Co podać? - spytała. - Dla was kochanki, to tylko piwo kremowe, coś jeszcze?
- Dwa razy piwo kremowe. - poprawił Draco. - I jakieś ciastko może?
- Polecamy jabłecznik prosto z domu mugolskiego i tartę truskawkową.
- Ja tartę, dla niego jabłecznik. - odpowiedziała z uśmiechem Hermiona.
Zanim chłopiec zdążył zapszeczyć, kelnerka odeszła.
- Coś ty narobiła!? To od mugoli! - upominał ją.
- Ty jadłeś jabłecznik? - spytała go.
- Yyy... Nie. I co z tego?!
- Dlatego spróbujesz. Jabłecznik jest dobry. I jest zielony. - uśmiechnęła się.
- "A tarta czerwona dla gryfończyka" - przedrzeźnił.
- Dawno nie jadłam. Nie pamiętam, kiedy moja babcia lub mama go robiły. - uśmiechnęła się. - Oj Draco! Tu nie ma nikogo z hogwartu, nikt nie wie, że pochodzisz ze Slytherinu tu!
- Pff... No dobra... Ale jak wygadasz! - ostrzegł ją.
Chwila nie minęła, a kelnerka ponownie pojawiła się z dwoma kuflami kremowego piwa i dwoma talerzykami ciast. Dziewczynie podała tartę, a chłopcu drugie ciasto.
- Smacznego! - uśmiechnęła się i odeszła.
Po paru sekundach Hermiona spytała.
- Draco, masz pieniądze?
Ślizgon skamieniał.
- Hermiona, zapomniałem.
- Boże! Jak z tąd wyjdziemy! Przecież już ugryzłam moje ciasto i wypiłam 1/4 kufla! Boże...
- Ej! Spokojnie! Nikt się nie dowie!
- Tia... Czekaj, ile powinniśmy zapłacić... 4 galeony, 15 sykli! To prawie 5 galeonów! Mam tylko dwa galeony, a reszta to sterta knutów. Czekaj, policze te knuty...
- Nigdy nie kradłaś? Jak coś, to wrócimy i zapłacimy. Proste! - rozłożył się na fotelu.
Spojrzała na niego dziwnie.
- Chyba oszalałeś!? Czekaj, jeden galeon to 493 knuty, jeden galeon to 17 sykli. Więc...
- Po co tracisz czas!? Miałaś wypoczywać. Pod koniec policzysz.
Wreszcie dała spokój, ale położyła swoje wszystkie pieniądze obok na stoliczku. Draco już wszystko skończył, ale ciastko było nietknięte.
- Oj Draco! Jeden kawałek! - prosiła.
Po kilkunastu jękach Ślizgon wreszcie się zgodził ukroił mały kawałek i z krzywieniem na twarzy włożył do ust. Ugryzł z parę razy, a następnie przełknął.
- I jak? - spytała. - Tylko szczerze! Mam tu Venitaserum!
- Ej, skąd!?
- Najpierw odpowiedź na moje pytanie, następnie na twoje. Ty będziesz szczery, to i ja. - uśmiechnęła się.
- Nawet, ale NAWET jest ok. Jest dobre, ale wole zwykłe jabłka.
Po czym wyciągnął ładne, umyte zielone jabłko i odgryzł kawałek.
- Teraz ty. - upomnił ją.
- Więc, pamiętasz, jak Snape groził nam Venitaserum?
- Kobieto, to było DZIŚ.
- Miał je, ale podmieniłam je z fiolką od Pomfrey. Są podobne, ale jak się je otworzy mają inny zapach.
Malfoy o mało nie spadł z fotela.
- Ukradłaś fiolkę od gościa który nie ma szamponu a ty się boisz nie zapłacić!?
Granger tak się śmiała, że ludzie zaczęli się obracać.
- Też uważam, że nie ma szamponu. - śmiała się. - Ale wole nie mieć problemów z hajsem,
- Ech... Pomogę ci.
Razem liczyli knuty.
- To będzie 523 knuty. - odpowiedział Draco.
- Dobrze, teraz ja to wszystko przeliczę...
- W kalkulatrorze w głowie - przerwał jej.
- Mamy chyba 3 galeony, 3 sykle. Nie starczy. - odpowiedziała ze smutkiem.
- Jezu... Nie zapłacisz i dobrze!
Nagle podeszła postać w kapturze do ich stolika. Rzuciła na stół sześć galeonów.
- Reszta dla pana. - powiedział ładny, ale nie za dobry głos. - Panna Granger ma racje. Nie powinno się kraść.
- Przepraszam, skąd zna pani moje nazwisko? - spytała.
Postać skierowała się na nią.
- Źle jest być ciekawskim, a panna na pewno zna mugolskie powiedzenie. Żegnam, panie Malfoy.
Wyszła z pubu.
- Kim ona jest? - spytała.
- A to mnie obchodzi? Zapłaciła!
- Draco, ona zna nasze nazwiska, a nie wykluczalne jest, że imiona. Ja kojarzę ten głos.
- Potem pójdziesz do biblioteki, kelnerka do nas idzie.
Jak powiedział, kobieta o jasnych lokach zmierzała w ich stronę. Miała krwiste usta oraz gryzła długopis jasnymi zębami jak śnieg.
- Państwo skończyli? - spytała gryząc długopis.
- Tak, tu zapłata. - przesunął galeony od obcej postaci w jej stronę.
Nawet się nim nie przyjrzała, a już zabrała i schowała do kieszeni.
- Resztę przynieść?
- Tak, tak. - odpowiedział, gdy Hermiona podała puste kufle i talerz po tarcie
- Ja dojem jabłecznik. - odparła i zaczęła jeść.
 Kelnerka zniknęła. Po chwili Draco powiedział.
- Zostaw i znikamy.
- Dlaczego? - pytała zdziwiona.
- Od dziecka mam taki dar, że potrafię dzięki dotykowi rozpoznać fałszywki. - powiedział. - jeden jest prawdziwy, reszta fałszywki.
Dziewczyna wypluła ciasto.
- Zachowuj się normalnie, może nie zauważą.
Podeszła do lady odstawiając pusty talerz, gdy kelnerka dała jej do dłoni resztę. Podeszła do wieszaka, a Draco za nią. Gdy ubierali się, postać krzyknęła.
- To fałszywki! Złodzieje! Łapać ich!
 Klienci nie nie zmrużyli nawet oka, a szóstoklasistów już nie było. Kiedy Draco odsłaniał liściami tunel, ktoś krzyknął:
- Poszli na tyły!
- Hermiona, ty pierwsza. Będzie na mnie. - poprosił.
- Draco! Przecież...
- Nie - przerwał jej. - Będzie na mnie. Przecież ja jestem Ślizgonem, ja jakoś to załatwię. Z tobą będzie ciężej. Biegnij!
Nie zdążyła zaprotestować, ale chłopak popchnął ją w stronę tunelu. Sam się schował, ale gdy przykrywał trochę deskami, ktoś ponownie krzynknął:
- Tam!
Po chwili zza muru zaczęły wynurzać się postacie.
- Confundus! - ryknął i zniknął im z oczu.
- Coloportus! - szepnęła Hermiona z dali. - odwrotność Alohomory!
Wiadomo, że chodziło o zamykanie drzwi.
- Coloportus! - ryknął.
Słychać było tylko trzask. Byli bezpieczni.
- Idź! Zostało 15 minut lekcji! Ja tu posiedzę i się wytłumaczę. Podejdź do mnie.
Hermiona podeszła do niego. Chłopiec uderzył nogą w jej kostkę.
- Ał! - krzyknęła - Czemu mi to zrobiłeś.
- Ja, skąd! Przewróciłaś się ze schodów i właśnie idziesz do Pomfrey!
- Niech ci będzie... - westchnęła kulejąc.
Szła przodem. Ślizgon postanowił tu zostać, aby nie było.
- Lumos - szepnął.
 W tunelu wreszcie pojawiło się światło, a Draco mógł się przyjrzeć, z czego jest zrobiony. Widok ten zatkało go. Przejście wcale nie było zwykłym, wykopanym tunelem który ocieka. Wręcz przeciwnie! Tunel był zrobiony z kamieni, co wcześniej ich nie czuł. Pod nogami miał czarną ziemię, dobrą do chodowania roślinności. Ale pod ziemią dobra gleba? I te kamienie... Ociekała z nich woda! Ślizgon był inteligetny, więc analizował w myślach:
- Kamienie... Został specjalnie wybudowany! A jak ocieka woda, to gdzieś są ścieki! A może to Komnata Tajemnic?
Przypomniało mu się, jako 12-latek zobaczył krwawy napis. Powiedział do Hermiony "Ty będziesz pierwsza, szlamo!". Zaczynał żałować tych słów, mimo, iż dawno to powiedział.
 Nagle jakaś ręka zasłoniła mu usta, to musiała być mocna ręka, ale Dracon uderzył go w ramię, co odsunął rękę. Wstanął i przejrzał wszystkie kąty, co i tak ich nie było. Nic, ale skąd mogła się wziąć ręka? Przesunął palcami po trzech kamieniach, które jak Ślizgon nie zauważył - miały inny kształt niż pozostałe. Przesuwał by palcami dalej po innych kamieniach gdyby nie zauważył, że kamienie zaczynają przesuwać się. Dostrzegł także trzy kamienie o innych kształtach, które się nie ruszały. Kamienie przestały się poruszać, a chłopiec popchnął je. Kamienie normalnie otworzyły się jak drzwi. Pokierował różdżkę ku ścianą, ku górze. Ze ścian nie kapała woda. Sufit i ściany były ceglane. Na wprost znajdowała się kładka nad przepaścią. Na prawo wąska ścieżka obok przepaści a na lewo znajdowała się tabliczka:
Jeśli drogi człowieku brak ci odwagi, przejdź moją drogą. Powrócisz tam, skąd przybyłeś.
- "Tam, skąd przybyłeś" - powtarzał w myślach. - To ma dwa znaczenia.
Obrócił się, a za nim pojawiły się kraty. Nie mógł wrócić. Nie miał też odwagi, ale nie był tchórzem.
Dotknął tabliczki, a tabliczka zmieniła napis.
Ścieżka wąska może wyglądać na złą, a może taką być Ścieżka przez kładkę decyduje o twoim losie twoja wiara. Wybieraj.
"Wybieraj". Ile miał na to czasu. Czyli ścieżka po lewo nie wiadomo, czy jest zła, czy dobra. Kładka mogła być dobra jak wiara jest dobra. Wiedział, że ma mało czasu. Z wiarą nie zawsze powinno być OK.
- Bądź na parę sekund Gryfonem! - pamiętał jej słowa.
I był skierował się na wąską ścieżkę.

sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 14

 Hermiona wstała. Obok niej pielęgniarka ustawiała kolejne buteleczki.
- Dzień dobry panieneczko. - uśmiechnęła się - Jak tam nocka?
- O wiele lepiej. - odpowiedziała.
- Twoja przyjaciółka, jak jej tam... Pravati! Pravati zmieniła ci kwiatki. Teraz całe skrzydło pachnie cudownie!
- Em... Pravati tu była? - zapytała z niepokojącym spojrzeniem.
- Tak, tak, jeszcze trochę cicho pisknęła i pomamrotała coś pod nosem.
- E... Widziała mnie śpiącą?
- Zakryłam zasłonami, aby nikt nie widział. Prosiłam, aby nie zaglądała. Nie patrzyłam, co robiła, ponieważ zmywałam naczynia po lekarstwach i innych sprawach.
- Dziękuję za informację, a... Gdzie jest Draco?
- W wielkiej sali. Wiesz, że przyjechał nowy uczeń?
- Co? Przecież...
- Tak, wiem. Zaraz będzie tiara przydziału. Dumbledore powiedział, że jak jesteś na siłach, to możesz zobaczyć to wydarzenie pod moją opieką. To jak?
- Tylko założę szatę.
- Ej ej ej! Najpierw cię zbadam.
 Badania o dziwo nie były przyjemne. Musiała trzymać woreczek, który raz był zimny, raz piekielnie gorący... Potem wydawało jej się, że piła śluz ze sklątek tylnowybuchowych. Lepiej chyba dalej nie opowiadać.
- Słońce drogie, z dwa dni jeszcze zostaniesz. Niestety, nie możesz jeszcze opuścić szpitala.
Zostawiła kartę z badaniami i odeszła.
- Większość osób bała się, czy wysłać cię do Munga! - dodała.
Jak mogła nie uczestniczyć w aż tak ważnym wydarzeniu! Okropieństwo... Wyjęła z torby magazyn "HotPlota" - gazetę mugoli. Poczytała parę plotek na temat gwiazd. Jej ulubioną jest Kristien Stewart - nie dość, że ładnie się prezentuję, ale jest świetną aktorką. Znudziło jej się, więc postanowiła przeczytać kawałek mitologii - dla rozluźnienia. Znalazła mit o Persefonie i Dementer.
 Parę minut później wbiegł Ron z Harrym, a za nimi Draco.
- Hermiona! - zawołali Gryfoni i podbiegli.
Hermiona ciągle patrzyła na niego. Ron obrzucił Dracona kwaśnym spojrzeniem. Draco jeszcze raz popatrzył to na nią, to na niego i odszedł.
- Ty, serio z nim spałaś? - spytał Ron.
- Ron! - upomniała go Hermiona z Harrym.
- No co? Plotki od Lavender i Pravati po całym Gryffindorze, teraz na Raveclaw się rozchodzą...
- O mój boże! Przecież to kłamstwo! - skłamała.
- Jasne, ale my nie o tym! - odpowiedział Harry.
- O nowym! - poparł Ron.
Usiedli na skraju łóżka.
- Raczej nowej. - poprawił go Harry. - Ktoś ci o niej mówił?
- Nie. - odpowiedziała dziewczyna. - No gadajcie!
- Nazywa się Abby. - zaczął Ron.
- Ron, Abby to jej nazwisko... - poprawił go Harry. - Vanessa - to jej imię.
- Vanessa Abby.. - rozmyśliła się. - To trochę dziwne.
- I to bardzo! - poparł go Ron.
- A gdzie trafiła?
Harry i Ron popatrzyli na siebie.
- Wiesz dlaczego ciągle się o niej gada? - spytał Ron.
- Bo miała cechy trzech domów! - zawołał Harry.
Hermiona się zakrztusiła.
- C co! A nie, że np. Ja jestem mądra jak krukonka, ale także dominuję u mnie odwaga i lojalność?
- Tiara pierwszy raz miała problem! - mówił Weasley. - Slytherin, Gryffindor, trochę Hufflepuffu...
- Hufflepuff to miała najmniej! - poprawił go po raz kolejny.
- Ale miała! I też jest kujonką, czyli pasuje do Ravu.
- No ale dokąd ją trafiło!? - pytała zniecierpliwiona Hermiona.
- Mówiła, że w starej szkole przyjaciele także nie wiedzieli, ale oni i ona wybrali Slytherin. - odpowiedział Ron.
- Czyli Slytherin? - dopytała Hermiona.
- Tak, ale nawet Gryfon ją zagaduję. Jest czasem naprawdę zła, ale jak się wkurzy. Ona jest idealna! - rozmarzył się Harry.
- Chłoptasie, czas niestety się skończył, musicie opuścić skrzydło. - przerwała pielęgniarka.
- Tak jest, pani Pomfrey. - powiedzieli chórem chłopcy i wyszli.
 Po paru minutach wszedł Draco.
- O wszystkim ci powiedzieli? - spytał.
- No, nie opisali wyglądu. - odparła.
Draco usiadł na skraju łóżka.
- Jak coś, to sprawa się trochę rozniosła, ale parę osób uważa, że to zwykła, głupia plotka, więc sprawa już się zataja. - powiedział.
- Uf... To dobrze...
- A co? Nie podobało ci się?
Hermiona się zaśmiała.
- Weź gadaj!
- Więc, nosi takie czarne okulary. Tracey mówiła, że to są nerdy i jej mama też nosi podobne. Włosy ma albo czarne, albo ciemno brązowe. Szczerze, to ja za bardzo nie widziałem. Oczy chyba niebieskie, tak mi się zdaję. Ubierała się wygodnie i szatę ma za dużą.
- Czyli wiem o niej wszystko, a który rok?
- Chyba czwarty... A nie, trzeci!
- Podobno każdy do niej zarywa - zaśmiała się.
Draco odwzajemnił śmiech.
- Nie tylko zarywają. - odpowiedział ciągle się śmiejąc. - Witają się, śmieją, opowiadają, rozmawiają...
- Aham - odparła.
Na sali zapadła długa, martwa cisza.
- Hermiona. - odważył się Draco.
- Tak?
- Nie, to głupie...
- Draco, nie bój się. Bądź przez 5 sekund Gryfonem.
- Eh... Kocham cię.
- Lubię to słuchać z twoich ust.
- Ty jednak też? Nie udawałaś?
- Dlaczego miałabym udawać?
- Eh... Nie wiem.
- Co powiemy reszcie?
- Nie możemy tego na początek ukrywać? Potem powiem jakąś wymówkę w stylu ślizgonów, jak się wyda.
- Hmm... Dobry plan.
- Ślizgoni zawsze mają plan.
- ...A to jest nasze skrzydło szpitalne. - usłyszeli,
 Był to jakiś uczeń oprowadzający Vanessę.
- Nie przeszkadzam? - spytała
Miała bardzo miły i kojący głos.
- Nie, ja tu chyba leżę od tygodnia. - uśmiechnęła się Hermiona. - Moi przyjaciele już o tobie opowiadali.
Ślizgonka podeszła i usiadła.
- Więc, jak masz na imię, bo siebie nie muszę przedstawiać. - zaśmiała się.
- Hermiona Granger, a to Draco Malfoy. - odpowiedział uczeń.
Był to jakiś puchon, chodzący z nimi na eliksiry.
- Miło mi. - uśmiechnęła się Gryfonka.
- Potem jeszcze pogadamy, może jak będę miała czas wolny, to cię odwiedzę.
- Jasne, pewnie jeszcze tu zostanę.
- A dlaczego jesteś?
- Długa, bardzo długa historia. - odpowiedział Draco.
- Idziemy? - spytał zniecierpliwiony puchon.
- Jasne. - uśmiechnęła się i słuchała dalej puchona.
- Hermiona, mam sennik. - powiedział
- Wyjmuj!
Malfoy zaczął grzebać w swojej torbie. Wyciągnął fioletową księgę w złotej oprawie.
- Zaznaczyłem zakładką, ale nie czytałem. - oznajmił. - Twoje są niebieskie, moje zielone.
- Czekaj, zaznaczyłeś ten pierwszy?
Draco udawał, że nie słyszy i przeglądał strony.
- Zaznaczyłeś mój pierwszy sen!?
Draco odwrócił delikatnie głowę. Nie mógł przecież nic zdradzić.
- Hermiono, mogę ci tylko powiedzieć, że to nie był sen, ale nic więcej nie wolno mi mówić. Zrozumiesz dopiero potem.
- Ale, ten pył, pytanie...
- Nie mogę, jasne? - odparł zniecierpliwiony. - Najpierw moje, bo ja miałem ze wcześniejszymi zdarzeniami.
Zaczął szukać po zielonych zakładkach. Zaczął przeglądać litery. Po chwili oznajmił:
- Jak ojciec opowiadał mi o propozycji złożonej tobie oznacza, że dla tej osoby znajdzie się nowa droga, a ty możesz w jej uczestniczyć lub pomóc. Jak rozmawiałem z tobą, oznacza poradę, pomoc. Uczta oznacza przyjemne, rodzinną niespodziankę albo dobry posiłek.
- Dobra, a moje?
Draco ponownie zaczął przeglądać kartki.
- Ciemna, mroczna droga, w której nic prawie nie widać oznacza błąd, niepokój, coś złego. Mroczny zamek oznacza coś nieprzyjemnego. Kąpiel oznacza miłą niespodziankę. Zobacz! Są jeszcze kolory! Jakie pamiętasz?
- Był głównie srebny i złoty, ale raz był czarny.
Ślizgon pojechał palcem po kartce.
- Złoty, oznacza bogastwo, coś bardzo przyjemnego, szczęśliwą przyjaźń, a nawet miłość.
Spojrzeli na siebie. Malfoy odwrócił pierwszy wzrok i ponownie czytał:
- Srebny szczęście w czymś, krótką lub długą rozłąkę, która po jakimś czasie zniknie, strata kogoś.
- A czarny!? - pytała niespokojna Hermiona.
Draco wyszczerzył oczy czytając.
- No mów!
- Na pewno chcesz? - pytał
- Tak!
- Czarny - wielką przykrość, śmierć.
Kolejna cisza nastała na sali.
- Kto wierzy w wróżbiarstwo? - Gryfonka zaczęła udawać śmiech.
- Hermiono, to świat czarodzieii. U mugoli to rozumiem.
- Ale, kogo śmierć?
- "Krótką lub długą rozłąkę, która po jakimś czasie zniknie, strata kogoś" - przeczytał jeszcze raz. - Niektóre rzeczy się zdarzają, a niektóre nie. Czyli jest tylko nadzieja, że zamiast śmierci będie ta wielka przykrość.
- Czekaj, ty masz bardziej dobre o de mnie!
Draco przekartkował. Poparzył na swoje strony i na Hermiony.
- U mnie wynika, że dla jakieś osoby znajdzie się nowa droga a ja mogę w niej uczestniczyć lub pomóc. Będzie porada lub pomoc oraz przyjemna rodzinna niespodzianka albo dobry posiłek. U ciebie oznacza niepokój, błąd coś złego. Nieprzyjemnego. Miłą niespodziankę, Coś przyjemnego, Szczęśliwa przyjaźń lub miłość. Szczęście w czymś, ta rozłąka, strata kogoś. Przykrość i śmierć.
- Ale są trochę dobre.
- Hermiono, spójrz wprawdzie w oczy. Jesteś w niebezpieczeństwie. A ja będę w tym uczestniczył. Sny, które dobrze się pamięta, to jak przepowiednia.
Nagle wbiegła pani Pomfrey.
- Kochanienka! Dobre wieści! Mogę cię zwolnić!
Hermiona szybko wstała z łóżka.
- Już się pakuję, proszę pani.
- Ubrania są naszykowane w łazience.
- Dobrze, proszę pani.
Odeszła, robić swoje sprawy.
- Pomóc? - uśmiechnął się Draco.
- Kwiaty i jakieś drobiazgi pozbieraj, jasne?
- Oczywiście. - ponownie się uśmiechnął.
 Sprzątanie poszło szybko. Hermiona w błyskawicznym tępie założyła swoją szatę i podniosła torbę.
- Co mamy w planie? - spytała.
Wyszperał plan lekcji ze swojej torby. Spojrzał na swój zegarek.
- Eliksiry.
- Idź pierwszy, ty zawsze znajdziesz wymówkę. Ja przecież zwolniona.
Pociągnęła go za krawat i pocałowała w policzek.
- Wow, Hermiono...
- No idź!
 No i pobiegł. Czuł przyjemny wiaterek z okien. I tak musiał wyjść na świeże powietrze, ponieważ lochy są na drugim końcu Hogwartu. Gdy biegł, śmiał się i rozkładał ręce. Nawet nie zauważył, że stał przed drzwiami sali eliksirów.
- Coś się wymyśli. - pomyślał i wszedł.
- Panie Malfoy, dlaczego się spóźniłeś? - spytał chłodno profesor Snape.
- Profesorze, ponieważ ja szukałem swojej pracy. Nie znalazłem jej, ale się z tym pogodziłem.
Profesor się zamyślił.
- Siadaj. - odparł.
Powędrował na koniec sali, aby usiąść z półgłówkami. Harry i Ron ciągle na niego patrzyli, a to nie było miłe, zwyczajne spojrzenie.
- Stary, to prawda z Granger!? - spytał Crabbe.
- Mówiłem wam, że to głupia plotka! - syknął. - Pewnie głupie "dziewcynky" to wymyśliły.
- Tylko się upewniłem. - poprawił się Crabbe.
Lekcja minęła bardzo wolno. Spokój zakłóciła Hermiona.
- Dzień Dobry profesorze. - zaczęła. - Pani Pomfrey mnie zwolniła.
- Siadaj. Pan Potter na pewno ci wszystko opowie. - spojrzał wrogo na Harry'ego bawiącego się różdżką. - Chyba pan nie chce, abym skonfiskował różdżkę.
- Nie profesorze. - skinął głową i schował różdżkę.
Po lekcji nauczyciel zatrzymał Draco i Hermionę.
- Idźcie, ja zaraz wrócę. - powiedziała.
Harry i Ron pomachali i zamknęli drzwi.
- Usiądźcie. - uśmiechnął się złowrogo.
Para popatrzyła na siebie niepewnie. Profesor podszedł do swojej szafy.
- Wygląda identycznie jak tak, którą widziałem. - pomyślał Draco. - Coś tu nie jest za dobrze.
Włożył fiolkę do kieszeni. Hermiona nachyliła się i szepnęła do Ślizgona.
- Venitaserum.
Po chłopcu przeszły dreszcze.
- Więc, wiecie dlaczego was zatrzymałem? - spytał szyderczo.
Oboje kiwnęli głowami na nie.
- Przez was większość uczniów nie może skupić się na moich lekcjach. Jak nie panna Granger, to pan Malfoy. Ciągle się odwracają, plotkują. Moje lekcje biorę na poważnie. To nie są żadne pogaduchy! - udeżył pięścią w stół. - Więc, możecie mi powiedzieć, co się dzieje, bo użyje tego.
W tym momencie wyjął fiolkę z eliksirem.
- Już tłumaczę! - odezwał się Draco. - Ktoś rozpowiedział głupią plotkę, że chodzę ze szlamą!
- A moi przyjaciele w to wierzą! To okropne. Brr... - wzdrygnęła się.
Severus popatrzył to na nią, to na niego.
- Pamiętajcie, będę miał was na oku. - machnął ręką, aby już sobie poszli.
  Ślizgon trzasnął drzwiami.
- O mały włos. - szepnęła.
- Aha.
- Mamy teraz lekcję z Hagridem.
- O, cześć! - usłyszeli.
Była to Vanessa.
- Hej. - odpowiedziała Hermiona.
- Ten zamek jest ogromny! - zachwyciła się.
- Nigdy nie wiesz, co może cię spotkać. - dodał Draco.
- Idziemy na świeże powietrze? - uśmienęła się optymistycznie.
- Właśnie tam szliśmy. - odpowiedziała Hermiona. - Ale ja muszę się z kimś spotkać, zobaczymy się później.
Pomachała im.
Ślizgoni poszli sami. Usiedli pod drzewem. Dziewczyna wyciągnęła z torebki notatnik i pióro. Znajdowywały się tam różne zapiski.
- Co to? - spytał.
- A, to! Mam kilka notatników. Ten jest do opisywania miejsc, w którym się znajdowywałam. Każdy notatnik ma inną okładkę. Ten jest w dwa ptaki na gałązce.
Pokazała okładkę. Zeszyt był niebieski, a na nim dwa kolorowe ptaki na gałązce, na której rosły dwie róże.
- Reszta zeszytów, to do pomysłów, pisania opowiadania i pamiętnik. Lubię pisać.
Wyciągnęła trzy inne zeszysty. Jeden był ozdobiony srebną okładką w księżyc z dopiskiem "Mira la Luna. Tal vez usted ve el futuro". 
- Co to znaczy? - spytał Draco.
- A, to jest mój pamiętnik. Mama kupiła mi go w hiszpanii. Było takie stoisko, gdzie można było zaprojektować. Znam nawet dobrze hiszpański, więc powiedziałam te słowa. Oznaczają "Spójrz na księżyc. Może zobaczysz przyszłość".
- Gadatliwa jesteś. - zaśmiał się. - Ale zeszyt ładny.
Przeglądał kolejne zeszyty jeden był czarny z srebnym mieczem. Wokół miecza wiła się kremowa wstążka, a na dole dwie róże. Na kolejnym pojawiły się dwa biało - kremowe kotki które bawiły się ciemno różowym kłębkiem włóczki z koszyka.
- Ten na pomysły, a z mieczem na opowiadania. - dodała Vanessa. - A ty? Jakie masz hobby?
- Ja?
 Jakie Draco ma hobby?
- Quiddich. - odpowiedział szybko.
- Większość osób mi to odpowiada. - zaśmiała się. - A ty grasz w reprezentacji?
- No pewka, szukający. - wypiął się z dumą.
- Oo... fajnie. Ej, to ten Hagrid?
Wzkazała na Hagrida z grupką uczniów.
- O kurde, mam z nim lekcje! Nara! - pobiegnął w kierunku wielkoluda.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam, 
Dawno się nie odzywałam :)
Więc chciałam poinformować o nowej ankiecie na samym dole. Dzięki waszym komentarzom oraz udziału w ankiecie pomagacie ulepszyć moje fanfiction. Zastanawiam się nad fanfiction Neville+Luna. Piszcie o tym w komentarzu.
Widzimy się w kolejnych rozdziałach :)
~~Lunatrix Malfoy

środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 13

- Wreszcie się obudziłaś! - usłyszała głos. Głos Harry'ego.
- Co, co się stało? - wyjąkała.
- Obudziła się? - usłyszała kolejny głos.
- Tak proszę pani! - odpowiedział Harry.
Podbiegła do niej pielęgniarka.
- Słoneczko, jak się czujesz?
- Ja? Napewno nie jestem aż tak zmęczona, jak wczoraj...
- Jakie wczoraj! - przerwał jej Neville. - Spałaś chyba z cztery dni!
- C-c-c-co!? - jąkała z zdziwieniem.
- Nie wiem, jak to się stało, stało skrarbeńko, naprawdę! - powiedziała. - Przyjdzie zaraz Dumbledore, mam nadzieje, że nie przeszkadza ci to.
 Przyjdzie profesor Dumbledore i przy wszystkim będzie musiała opowiedzieć o swoich snach. Czasem naprawdę nie nawidziała swojego życia.
- Mogę, być sama? - spytała.
- Tak tak! - odpowiedziała pielęgniarka. - Twoi przyjaciele przez ten czas zostali zwolnieni, oraz pewien uczeń, jak tam mu... Draco! Draco chciał ciebie widzieć.
- Chciałabym z nim na osobności porozmawiać, dobrze? - zerknęła na Harry'ego i przyjaciół.
- Oczywiście! Słyszeliście swą przyjaciółkę? Zobaczycie się z nią później.
 Harry, Neville i Ron popatrzyli na siebie. Z grymasem opuścili skrzydło. Po chwili wszedł ślizgon. Pięlęgniarka zamieniła z nim parę słów, podał jej pustą buteleczkę i podbiegł do Hermiony.
- Martwiłem się o ciebie! - zawołał i usiadł na łóżku.
- Ślizgon troszczący się o Gryfonkę. - zaśmiała się.
- Jakie miałaś sny? - spytał.
- Pierwszy to był z tobą. - zaczęła. - Siedziałeś na swoim łóżku. Pytałeś mnie, czy bym wolała ocalić świat czy osobę którą kocham. Nie potrafiłam odpowiedzieć, więc zadałeś drugie pytanie. Zabiłamby przyjaciela, czy tą osobę. Odpowiedziałam, że ta osoba by przeżyła. Potem mówiłeś coś o czasie, w powietrzu uniosło się coś jasnego i się obudziłam. Byłam bardzo senna. Dostałam śniadanie w postaci papki, ohydnej herbaty i butelki z lekarstwem. Po tym śniadaniu śniłam o czymś zupełnie innym. Ulica była mroczna i mglista. Czułam, że coś mnie obserwowało, ale nic nie było. Zaczęłam iść prosto do...
- Mojego domu? - przerwał.
- Tak! Skąd wiedziałeś?
- U nas zawsze się wydaje, że ktoś cię obserwuję. Nasi przodkowie zrobili to, aby osoba, która przechadza się wokół naszych terytorium i trochę dalej czuła strach. A wogóle, u mnie zawsze jest mgliście.
- Aha. Opowiadać dalej?
- Tak.
- Więc podeszłam do ciężkiej bramy na której było napisanie starannie, srebnymi literami "Dwór Malfoy'ów". Brama sama się otworzyła. W wielkich drzwiach czekał na mnie twój tata. "Posłuchałaś mnie." powiedział i uśmiechnął się szyderczo. Kazał mi iść za nim. Nie muszę ci opisywać wystroju domu i ten teges?
- Posągi, obrazy, wszystko staranne i ozdobione, a niektóre rzeczy są złote?
- Tak!
- Opowiadaj dalej. - poprosił.
- Szliśmy po schodach i skierował nas do sali z wielkim stołem i wielkimi krzesłami. Przeprosił za przerwanie uczty, powiedział, że mamy gościa i poprosił lokaja Jana o moje wykąpanie i odzienie.
 Draco zaczął mieć nieprzyjemny gest twarzy.
- Szłam za nim za kolejnymi schodami. - kontynuowała. - Zaprowadził mnie do chyba śnieżnej łazienki.
- A, tej. - mrukął.
- Wyjął szampon w złotej tubie, płyn do kąpieli i mydło w srebnej tubie. Następnie podszedł do szafy i wyjął trzy ręczniki koloru złotego, srebnego i czarnego. Poinformował mnie, że mam półgodziny na umycie się. Potem przyniesie mi jakieś ubranie. Nalałam wody do tej wanny. Dotknęłam ją palcem. Była przyjemnie ciepła. Potem weszłam całym ciałem i się obudziłem.
 W skrzydle uniosła się cisza.
- Miałem podobne sny.
- Przepraszam, "sny?
- Jednego dnia śniło mi się, że ojciec opowiadał mi o propozycji tobie złożonej. Drugiego dnia rozmawiałem z tobą. Trzeciego była uczta. W jej trakcie ojciec na chwilę opuścił swoje miejsce. Gdy składałem lokajowi, jakie chcesz zamówienie, pojawiłaś się ty.
- Czekaj, rozmawiałeś ze mną?
- Tak. Było coś o zagładzie i prosiłem, abyś przyszła do dworu, bo możesz mi pomóc.
- Ale w czym?!
- Tego nie wiem.
 Ponownie pojawiła się cisza.
- Te sny napewno nic dobrego nie znaczą. - przerwała ciszę Hermiona.
- Na 100%.
- Mam pomysł Draco.
- Jaki?
- Pójdź do biblioteki i wyporzycz sennik, byle dobry! - poprosiła.
- Taki ze złotą obnążką i zakładką w krztałnie księżyca?
- Może ten...
- Moja prababka taki miała. Wiedziała z pamięci, co znaczą poszczególne sny. Ja raczej nie mam tego talentu.
- Wyporzycz go! Ten będzie dobry!
Nagle do skrzydła wszedł profesor Dumbledore z pielęgniarką i opiekunką domu Gryffindor.
- Dzień dobry panno Granger. - uśmiechnął się.
- Dzień dobry, profesorze.
- Panie, Malfoy. - zaczęła profesor McGonanall. - Prosiłamby, abyś...
- Spokojnie, Minervo. - machnął ręką Dumbledore. - Chłopiec może zostać, i tak pewnie panna Granger mu o wszystkim powiedziała.
Profesor puścił dziewczynie oczko.
- Coś przynieść? - spytała pielęgniarka.
- Prosiłbym o sok z dyni. - uśmiechnął się. - Minervo?
- Nie, dziękuje. - odpowiedziała.
- Piwo Kremowe? - zaśmiał się Draco.
- Coś ty myślał! Tutaj jakiś pub czy co!? - oburzyła się i odeszła mamrocząc coś pod nosem.
Dumbledore odprowadzał ją wzrokiem.
- Więc... - odwrócił wzrok do dziewczyny. - Opowiedz mi najlepiej ze szczegółami całe zdarzenie, swoje sny...
Hermiona zaczęła ponownie opowiadać tak jak wtedy, kiedy wrócili z Dworu, lasu i tej całej podróży. Teraz o dniach spędzonych w szpitalu i snach. Kiedy historia dobiegła końca, nie zauważyła, że już dawno przyszła Pomfrey a Dumbledore już wypił swój sok.
- Kochana, pamiętasz, jak mówiłam, abyś wzięła półtorej łyżki? - spytała niepokojąco pielęgniarka.
- No... Coś mi świta prze pani.
- A ile wzięłaś?
Hermiona się zamyślała. Ona jak ma taki wyraz twarzy, potrafi wykryć kłamstwo. Przynajmiej znalazła odpowiedź, po co były te butelki Venitaserum.
- Dokładnie to nie pamiętam. - zaczęła. - Nałożyłam jedną, a potem drugą i położyłam głowę na poduszce.
- O pół za dużo... - jęknęła Pomfrey.
- Poppy, wytłumaczysz nam na osobności?
- Oczywiście! Tutaj nie słychać żadnych rozmów. - wskazała wzrokiem.
- Zaraz wrócimy, panno Granger. - powiedziała McGonagall i wstała.
Profesor Dumbledore i McGonagall poszli za pielęgniarką. Rzeczywiście, nic nie było słychać, ani widać.
 Draco zastanawiał się nad jednym. On mógł przyczynić się do tej sytłacji. Ten proch... Tylko na głupią odpowiedź! Ale... Przecież mogło być przez to lekarstwo. Tylko, że ona wcześniej była okropnie zmęczona! Chciał siebie kopnąć, walnąć, uderzyć... Chciał krzyczeć z wściekłości i smutku. Mógł ją skrzywdzić. Mogła się nigdy nie obudzić, a wtedy znalazła by się u Munga. Łza zaczęła nalewać mu do oka.
- Draco... - szepnęła.
 Chłopak położył się obok niej, mając już łzy w obu oczach. Próbował je zatrzymać. Hermiona go przytuliła.
- Draco... - szepnęła ponownie.
- Jest Okej, jasne? - powiedział stanowczo.
- U mnie tak, a u ciebie? - spytała Hermiona.
 Czy u niego było okej? Wahał się co do odpowiedzi, ale cisza wystarczyła. Zaczęła lekko zamykać oczy, uśmiechnęła się. Nie usypiała z zmęczenia. Usypiała, bo było jej dobrze. Draco z nią zaczynał zamykać oczy.
                                                                        (...)
- Czy wy tego nie słyszeliście!? - tupała z wściekłości Pansy. - Na Styks! Dlaczego on mnie nie kocha?
- Pansy, od kiedy interesujesz się mitologią? -
- Lepiej mi pomóżcie, a przypadkiem stanie się nagły wypadek. - uśmiechnęła się łobuzersko.
Dziewczyny popatrzyły na siebie niespokojnie. Ślizgona podeszła do okna zakączone kopułą.
Milicenta zebrała się na odwagę.
- Co, co z tym eliksirem? - spytała.
Pansy otarła oczy z paru łez o rękaw szaty.
- Kto pójdzie do któreś z Weaysleyów? - zaczęła śledzić dziewczyny zwrokiem. - Dafne!
- Yyy... Do którego? - spytała niepewnie Dafne.
- Skąd mam wiedzieć!?- krzyknęła. - Jednej z was nie ufam, ale każda niech pilnuje własnego zadka, jasne?
Tracey zrobiła to, czego nie powinna.
- Słuchaj, możesz je manipulować, ale na pewno nie mnie!
Milicenta podeszła do biurka i wyjęła jakiś pergamin i tusz aby udawać, że jest zajęta a Dafne zaczęła dokładnie ścielić łóżko, aby nie było żadnego zagięcia. Pansy wstała z parapetu i do niej podeszła. Może nawet zbyt blisko, ale jej twarz nie znaczyła nic dobrego.
- Lepiej wróć do Zabiniego, bo Malfoy jest mój! - groziła.
- Malfoy nie jest ani mój, ani twój, ani któreś z nas! - odparła. - Musisz się pogodzić, że wybrał szlamę! I ty chcesz takiego chłopaka! Po tobie się nie spodziewałam.
Ślizgonki zerknęły pół okiem na kłócące się dziewczyny.
- Słuchaj. - wzkazywała na nią palcem. - Zyskałaś nowego wroga, a to nie wróży nic dobrego. Nic dobrego dla ciebie.
Odepchnęła ją, ale nie sądziła, że pomimo jej nie aż takiej pięknej buźki jest silna.
- Z tym głupim zadaniem podbicia Draco, to twój problem, nie nasz, więc zostaw mnie oraz je. A do tych słów, to raczej mówiłaś o sobie, prawda? Dafne, nie ściel tego łóżka, i tak potem go zgnieciesz, a Snape zapomina o kontroli, nie chce mu się przecież sprawdzać.
Podeszła do Milicenty i wzięła taboret. Dafne podeszła i usiadła obok niej na krześle. Pansy kopnęła pobliższe książki i usiadła na łóżku. Dziewczyny spoglądały na nią i się śmiały.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę jej manipulować osoby na które popadnie? - zakpiła Tracey. - Ona nam nic nie zrobi, prędzej wywalą ją z Hogwartu.
 Nagle wpadł jakaś pierwszoklasista porządnie zdyszana.
- Dumbledore *wdech* kazał przekazać, *wdech* że przyjechał nowy *wdech* i jutro *wdech* w wielkiej sali *wdech* będzie ceremoniia *wdech* to bardzo...
- Nowy? - uśmiechnęła się Pansy.
- Tak. - odpowiedziała dziewczyna. - I...
- Czekaj, to chyba pierwsza przyjęta osoba w trakcie roku szkolnego! - zawołała Milicenta.
- No, a to chyba nie jest *wdech* pierwszoroczniak. - odparła. - Ja lecę dalej *wdech* ogłaszać. Miłego *wdech* wieczoru.
Trzasnęła drzwiami i wyszła.
                                                                       (...)
Wbiegła Ginny.
- Słyszeliście o nowym!?
- Właśnie drugoklasista wyszedł. - odpowiedział Seamus.
- Podobno to nie pierwszoroczniak! - Gryfonka wydała piskliwy głosik.
- Wow, Ginny, nie podniecaj się. - zaśmiał się Dean.
- Drugoklasista na przesyłki przerwam nam grę, teraz podniecona i piskliwa nastolatka, co jeszcze!? - Ron pacnął na łóżko.
- Bardzo śmieszne. - skinęła głową. - Jestem twoją siostrą, jagbyś zapomniał.
Gryfoni wybuchnęli atakiem śmiechu, tylko Ron stanął z łóżka.
- Ron, weź się uspokuj. - upomniał go Harry. - Grasz?
- Ech... No dobra. - odparł.
- Szachy Czarodziejów? - spytała dziewczyna.
- Nie. - odpowiedział Neville zajadając pączki.
- Grasz? - spytał Dean.
- Ale co to? - dopytała Ginny.
- Grasz!?
- No dobra! Ale co to?
- Kto był ostatnio? - spytał Harry.
- Ja. - odpowiedział Seamus. - Siadaj Ginny. Może być twoja kolej, jeśli Neville pozwoli ustąpić miejsca w kolejce.
- No spoko. - potwierdził biorąc kolejnego pączka.
- Harry, podaj! - zawołał Seamus.
Harry włożył rękę na półmetra do fioletowego, małego pudełeczka. Następnie włożył rękę do sakiefki i przeczytał:
Wyrecytuj minimum dwa zdania z jakieś bajki, piosenki lub wiersza
- Oo... - spojrzeli na siebie chłopcy.
- Dobra, łatwizna. - odparła. - Pewnego...
- Nie! - zawołał Dean.
Harry rzucił Seamu'sowi fasolkę.
- To nie są fasolki wszystkich smaków. - powiedział. - No dobra, są, ale nie ma tych złych. Czasem się zdarzają, ale rzadko. Jak przełkniesz fasolkę zdarzają się małe efekty uboczne które trfają tylko wtedy, jak usłyszy się prawdziwy śmiech.
- Zgadnij, kto to zrobił. - zaśmiał się Ron. - Dziękuj bliźniakom.
- Czekaj, jakie efekty? - spytała
- Nie ma nie ma! - upomniał Dean. - No dajesz.
 Ginny połknęła fasolkę. Zaczęła recytować fragment bajki. Nagle zaczęła warczeć jak pies. Gryfoni wybuchli śmiechem. Nagle wbiegła Lavender i Pravati.
- Słyszeliście!? - powiedziała zdyszana Lavender.
- O tym głupim uczniu? Tak. - odpowiedział wkurzony Ron.
- Nie to! - opowiedziały chórkiem dziewczyny.
- Hermiona! - zaczęła Pravati. - usnęła z Draco na łóżku szpitalnym. Widziałam, jak podeszłam zmienić kwiaty, a tu tak słodko!
 Gryfoni zostali zamurowani. Pączek Nevilla upadł na podłogę.

Rozdział 12

 Hermiona leżała. Chciała bardzo iść na jakąś lekcje ponieważ tutaj mogła stracić zmysły ciągle w tym samym pokoju z tymi samymi gryfonami. Spojrzała na wielki zegar tuż nad szafką pani pielęgniarki. 23:35. Znowu nie mogła zasnąć, a nie chciało jej się brać syropu na sen. O dziwo, wszyscy w skrzydle prócz niej spali. Postanowiła sama spróbować zasnąć. Położyła głowę na poduszce. Jej oczy już się zamykały...
TRZASK! Hermiona wstała z wielkim zdziwieniem. Obejrzała się, ale nic nie widziała. Postanowiła zasnąć, ale nie mogła. Zobaczyła siedzącego Draco na łóżku przy ścianie.
- Nie możesz zasnąć? - spytał z chciwym uśmieszkiem.
- Skąd ty się tu wziąłeś? - spytała. - Przecież wyszłeś po południu ze skrzydła! Albo wieczorem...
- Co byś wybrała? - spytał. - Ocalić świat, czy osobę, którą kochasz? Nie musisz mi mówić, kto to za osoba, ale co być wybrała.
 Hermiona zaczęła się zamyślać.
- Po co ci ta odpowiedź i kto zadał ci te pytanie?
- Odpowiedz! Nie czas na wyjaśnienia! - prawie krzyknął.
 Gryfonka jeszcze raz popatrzyła na niego. Nie był w stroju szpitalnym, ale miał na sobie szatę, albo koszulę. W ciemności wzrok nie jest za dobry.
- Odpowiesz w końcu? Czas ucieka!
- O co chodzi?!
- Odpowiedz!
- Dobra! - westchnęła. - Zależy, o co konkretnie chodziło.
- To inne pytanie. - powiedział trochę skołowany. - Jagbyś musiała zabić jedną osobę, ale nie z wrogów, byłby to przyjaciel, czy ta osoba?
 Hermiona skinęła głową w dół.
- Ta osoba by przeżyła, ale miałabym wyrzuty co do tego przyjaciela.
Draco nie odpowiedział. Nagle znów był głośny dźwięk, ale to nie był już "TRZASK", ale "BRZDĘK".
Obejrzała się za siebie i we wszystkie inne strony. Dracona nigdzie nie było.
Nagle w powietrzu uniosło się coś jasnego. Miało ładny zapach. Dziewczyna delikatnie powąchała, kichnęła a następnie jej głowa opadła na poduszkę.
                                                              (...)
 "Osoba którą kochasz" - powtarzał ciągle w myślach Ślizgon. Kto to mógł być.
Pansy? Przecież to, co czuł tak jagby znikło. Zerwał z nią.
Któraś współlokatorka Pansy? Przecież obie były brzydkie, a ona jedyna była chociaż ładna.
Ale jest ktoś jeszcze. Dafne ma siostrę. Jak jej tam było? Coś na A... Al... As... Astoria! Była chyba w czwartej bądź trzeciej. Także była ładna, nie to co jej siostra mimo, iż Dafne posiada nawet ładne i eleganckie imie. Astoria tańczyła z nim na imprezie u Ślizgonów i pomógł jej w pracy domowej, bo o to poprosiła i starała się mu pomagać... Nie był dobry w te klocki.
I ostatnia osoba. To nie mogła być ona. Ma ładne włosy, usta, oczy, cerę, twarz i dotyk... Ale pochodziła z domu wroga. Hermiona.
 - Draco!? - zawołał ktoś. - wypuścili cię tak późno?
To była Tracey. Miała nawet ładny kolor włosów, ale samo ich ułożenie, policzki i usta... Nos... Nie podobały mu się.
- Pomfrey by mnie puściła? - zaśmiał się. - Weź mnie nie osłabiaj.
- Dobra, ja tylko wkuwam, bo Dafne z Pansy mają upór...
- Jaki upór?
- Nie twoja sprawa! Prywatne!
- No dobra, a do czego wkuwasz?
- Nikt ci nie powiedział? Miałam jutro po południu podać ci te lekcje, ale nie wiedziałam nic o tobie.
 Tracey stara się być dobrą koleżanką, ale często jest złośliwa. Miała miły, ładny, łagodny a nawet przekonujący ton.
- No nie. - odpowiedział i usiadł obok niej.
 Na stoliku był rozlany tusz, pregamin, poplamiona książka.
- Ta poplamiona książka to książka, którą czasem czytam. - powiedziała. - Wiesz jak usunąć tusz? Jest z biblioteki, a bibliotekarka mnie zabije. A ja jeszcze nie umiem tego eliksiru rozpaczy. Z tego jednego powodu nienawidzę Snape'a! Dużo zadaje!
Ślizgona była bardzo gadatliwa.
- Idę się położyć, jestem zmęczona. - powiedział i ziewnął.
- Narka. - machnęła mu na dobranoc.
                                                                   (...)
- Kochanienka, no nie wiem, czy możesz opuścić moje skrzydło. - odpowiedziała pielęgniarka.
- A na ile zostanę? - dopytała dziewczyna.
- To zależy od twojego stanu, zdarzeń w których braliście udział a może nawet przyszłości.
 Hermiona nie miała siły na dalszą rozmowę. Czuła się, osłabiona. Ciągle rozmyślała nad snem którym miała. Draco, dziwne pytanie, proch i puf! O co chodziło? Na pewno w bibliotece jest sennik. Albo Trelawney może mieć, ale nie chciała podejść do tej suchej chorej staruchy od kiedy powiedziała, że nie ma talentu do tej dziedziny magii.
- Chłopaczki me skarbeńka! - zwróciła się do reszty. - Jutro rano mają pozwolenie na opuszczenie skrzydła Weasley i Potter. Neville, poleżysz trochę, chcesz zmienić łóżko obok twojej koleżanki?
- To miejsce mi wystarczy, jak coś, to się przeniosę. - odpowiedział.
- Dobrze, zaraz zrobię parę kanapeczek i herbatki. Miód, czy Imbir? Dostałam jeszcze mugolski cynamon, ale do herbatki nie jest za dobre, no chyba, że do deserów lub kawy...
- MIÓD!
- IMBIR!
- Kto chce imbir ręka do góry.
Neville i Harry podnieśli ręce.
- Dobrze, więc reszta z miodem. Zaraz wracam.
Harry odprowadzał ją wzrokiem. Położył się na poduszczę i wpatrywał w sufit.
- Ej, chcecie potem fasolkę? - spytał Ron.
- Ja wezmę! - odpowiedział Neville.
- Może ja. - odparł Harry.
 Hermiona nie miała siły nawet na zwykłą rozmowę. Nie mogła jednak zasnąć, musiała zjeść, może wtedy nie zaśnie.
- Hermiona, a ty? - spojrzał Ron na Gryfonkę. - Nie udawaj głuchej.
Harry spojrzał na nią z ukosa.
- Śpi. - powiedział. - To dobrze, muszę wam coś powiedzieć.
- Chyba Nevillowi. - odparł Ron.
- Neville, Draco i Harry są w sobie zakochani.
- Co!?- krzyknął.
- Nie o to mi chodziło. - opowiadał dalej. - Voldemort chce to wykorzystać przeciwko mnie, więc musimy zrobić coś, aby Draco chodził z jakąkolwiek ślizgonką.
- Jaką? - dopytał Ron.
- Pansy jest i jeszcze taka mała, chyba z trzeciej czy tam czwartej klasy...
- Słyszałem o niej! Astoria! Podobno jest nieziemsko sprytna. - powiedział Neville.
- To mamy ustalone, ale Pansy na pewno się skusi, albo Tracey, która podobno pobiła Puchona i według niektórych była nawet ładna, słodka i miła. Bije tylko wtedy, jak się wkurzy.
- Mamy plan. - uśmiechnął się Ron.
 Weszła pani Pomfrey z tacami tostów i kanapek oraz herbat. Podeszła do Hermiony i kucnęła.
- Jeśli nie śpisz, to kiwnij głową, dobrze słonko?
Kiwnęła powoli, jednak zdołała wypowiedzieć słowa mimo, iż miała zamknięte oczy:
- Jestem strasznie osłabiona, może jedzenie mi pomoże nabrać siły.
Pięlęgniarka dotknęła jej czoła, policzka, a następnie ramion i ręki. Gryfonka popatrzyła na nią biednym wzrokiem.
- Zaraz przyniosę twoje jedzenie.
W jej głosie było przerażenie.
- Hermiona, to ty nie spałaś? - spytał Ron.
- Chyba zasnęłam, ale obudziły mnie kroki pielęgniarki. - szepnęła tak cicho, że ledwo było słychać.
Po chwili wróciła pielęgniarka. Taca z jedzeniem różniła się od pozostałych gryfonów. Miała kubek herbaty, to fakt, ale także była wielka butla z jakimś płynem, łyżka, lekarstwa a zamiast tostów - jakaś papka.
- To poprawi ci zdrowie. - powiedziała z lekkim przejęciem.
 Gryfoni popatrzyli niebezpiecznie na siebie. Zaczęli dawać i kiwać jakieś znaki, które Hermiona nie mogła rozszyfrować. Chodziło o Dracona, czy o nią? A może o kompletnie co innego? Napewno te znaki nie wróżyły nic dobrego.
 Postanowiła spróbować tej papki. Szczerze, to nie była aż taka zła, jak mówiła mama, jak wylądowała w szpitalu. W mugolskim szpitalu. Zapomniała, że w świecie czarodziejskim wiele różni się od mugolskiego. Papka smakowała jak ambrozja, tylko gorsza, bo nie była aż tak dobra jak ta orginalna ambrozja.
-  Półtora łyżki wystarczy! - zawołała pielęgniarka.
 Kiwnęła tylko głową. Napiła się swojej herbaty, ale ona nie smakowała jak normalna herbata z miodem. Miała ochotę ją wypluć, ale to była jedyna rzecz nie licząc papki która była ciepła. Odstwiła tacę na półeczkę nocną i nalała dwie łyżki syropu. Następnie oparła się na poduszcę i zaczynała zasypiać. Jedna myśl, która przychodziła jej do głowy to aby powiedzieć o swoim śnie Dumbledore'owi.

Ulica była ciemna i mglista. Parę latarń się świeciło, ale po chwili zaczęły gasnąć. Papierki i inne śmieci przewalały się po ulicy. Rozejrzała się, czy nikt na nią nie parzy. Nikt, ale czuła czyjeś spojrzenie na sobie.
- Lumos. - szepnęła niepewnie i zaczęła iść do przodu
Co jakiś czas obracała się trzymając różdżkę w gotowości. Mgła zaczęła opadać. Po chwili było widać wielką bramę. Nie musiała jej popychać, ponieważ sama się otworzyła mimo swojej ciężkości. Na bramie, mimo, iż było ciemno widniały staranne, srebne litery "Dwór Malfoy'ów". Wzdrygnęła się czytając ten napis. Widać już było wielki, mroczny dwór. Przy wielkich drzwiach stał nie kto inny - Lucjusz Malfoy.
- Posłuchałaś mnie. - uśmiechnął się i machnął ręką na znak, aby za nim szła.
Samo wnętrze wielkiego domu ją zatkało. Wszystko o dziwo pachniało ładnie. Na ścianach widziały rodzinne obrazy i obrazy zatrzymane w ruchu, jak ktoś rzucał jakieś zaklęcie. Były w tym zaklęcia niewybaczalne. Rzeźby przedstawiały osoby torturowane, któryś z wielkich członków rodziny lub zaklęcia. Szedł po schodach, a ona za nią. Skierował ją na wielki stół z wielkimi, ozdobionymi laurem i smokiem krzesłami. 
 - Chciałbym przeprosić za przerwanie. - zaczął uroczyście. - Mamy gościa. Janie, proszę, weź ją wykąp i odziej, a następnie zaprowadź tutaj.
Osoba imieniem Jan który był obok jednego z śmierciożercy skinął i podszedł do niej. 
 - Oczywiście. - rzekł. - Za mną prosiłbym, młoda damo.
Śmierciożercy się śmiali. Odprowadzili ją wzrokiem. Zaczęła iść za lokajem. Lokaj prowadził ją na kolejne schody. Skręcili w lewo a następnie za trzecimi drzwiami na prawo. Kafelki łazienki błyszczały z czysta jak ze śniegu. Wanna z prysznicem, umywalka, toaleta... Wszystko, czego można zamażyć o boskich łazienkach. 
Mężczyzna podszedł do srebnej szafki nad umywalką. Wyjął szampon w złotej tubie, srebny płyn do kąpieli i srebną buteleczkę, co zapewnie było to mydłem. Podszedł do szafy obok wanny z prysznicem i wyjął trzy ręczniki - srebny, czarny i złoty.
- Jak panienka się umyję, będę czekał z odzieniem. - rzekł uroczyście. - Ma pani 30 minut.
Wyszedł zamykając delikatnie drzwi. Dziewczyna weszła do wanny. Zaczęła napuszczać wody. Poczuła na stopach przyjemną, gorącą wodę.
Hermiona obudziła się gwałtownie z krzykiem.

wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział 11

  Był ranek. Hermiona zasnęła jak kamień a jeszcze ciągle spała. Ron i Neville już dawno wstali. Draco podrzucał zielone jabłko a Harry znów wpatrywał się w sufit. Przyszła Ginny z Luną. Przywitały się z Draco skinieniem głowy i podeszły do chłopców. Zaczęły coś szeptać, ale niestety nie było tego słychać.  Wiele by dał, aby słyszał te szepty. Co jakiś czas patrzyły na niego z chłopcami, ale jeśli uzyskali kontakt wzrokowy od wrazu się odwrócili. Hermiona ciągle spała. Na stoliczku nocnym stała butelka i łyżka, którą trzymała wczoraj pani Pomfey. Malfoy wyjął z szafki pióro cukrowe o smaku Toffi, które dostał od Freda. Miał nadzieję, że cała paczka ślizgonów nie uwierzy, że pomagał gryfonom. Miał nadzieję, że uwierzy w te kłamstwo powiedzione do ojca. Nie rozumiał jeszcze jednego. Dlaczego Pansy aż tak przeżyła to rozstanie? Wiedział, że kłamała, ponieważ by się nie jąkała. Jak ma jakiś problem, płacze albo czasem jak kłamie to się jąka. Wtedy chyba płakała, ale mogła też kłamać. Czyli nie chciała się rozstawać, a z Zabinim to kłamstwo. Chciał cofnąć czas, albo się rozdwoić lub zapomnieć o wszystkim. Zaczął ssać pióro. Potem przyszli jeszcze Dean i Seamus dać lekcje. Niestety, mimo tych wszystkich wydarzeń to Snape zadawał najwięcej. Nawet, jeśli by była wojna, on mimo to zrobiłby lekcje, zadał wypracowanie i trudny projekt. Co więcej mówić? Dużo osób zna Snape'a.
- Eliksir Rozpaczy? - spytał Ron. - O co chodzi?
- Mamy opisać jego działanie i sposób przygotowania oraz jak działa, jeśli spożyję ją jaka kolwiek osoba. - odpowiedział Dean.
- A jak działa? - dopytał Neville.
- Osoba myśli o złych rzeczach i o śmierci dopóki nie da się jej antidotum. - odparł Seamus. - To w pigułce, a całe wypracowanie o tym eliksirze na 2 i pół pergaminu!
Hermiona podsłuchiwała, ale udawała, jakby spała. Osoba myśli o przykrych rzeczach i o śmierci. Snape zawsze zadawał prace takie, jakie czuje teraz uczucia lub co myśli. Przykładem jest to, kiedy był na zastępstwie na Lupinie, zrobił nam lekcje o wilkołakach i dużo zadał, a potem się okazało, że sam Lupin nim jest. Więc dlaczego eliksir rozpaczy? Ktoś go spożył? A może komuś chce dać? Może jest jakaś osoba, która bez tego eliksiru jest taka? Musiała się dowiedzieć. Nie wiedziała dlaczego, ale właśnie coś czuła, że musi.
- Zielarstwo. - powiedział poważnym, ale śmiesznym tonem Seamus. - Na następnej lekcji będzie sprawdzian z Trzepotek! Każdego sprawdzę! Żadnych piór, żadnego pisania! Tylko wiedza na temat Trzepotek.
Starał się przedzrzeźniać profesor Sprout. Wyszło mu dobrze. I tak wszyscy się śmiali. Draco zauważył u Hermiony tłumiący śmiech.
- Ktoś tu wstał. - zagadał.
Gryfonka otworzyła oczy i usiadła na łóżku.
- Z wami nie da się spać. - zaśmiała się.
- Ty to napiszesz na 5 stron o eliksirze rozpaczy! - krzyknął Ron.
- Jestem tylko ciekawa, dlaczego Snape zadał ten eliksir?
- No abyśmy mieli zadane? - pokiwał Harry.
- Serio? Wy nic a nic nie rozumiecie ani nie zauważyliście?
- No, ale co? - dopytał Dean.
- Nawet ja to zauważyłem. - powiedział Draco patrząc w ścianę. - Mamy tu przykład ślepych Gryfonów.
- Zamknij się Malfoy! - odparł Ron
 Mu na tym zależało. Być jak dawniej, aby wszycy zapomnieli o jego czynach z wyjątkiem Hermiony. Dyskusję zakłuciła Pomfrey wchodząca do skrzydła szpitalnego. Szła w kierunku Dracona. Po krótkiej z nim rozmowie i zbadania stanu "choroby" i zmierzenia pulsu pozwoliła mu już jutro wrócić do dormitorium. Następnie sprawdziła resztę. Ron i Harry mogli wyjść jutro bądź za dwa dni. Neville musiał odczekać od 2 do 5 dni. Hermiona miała zmienny stan, więc nie okreslono jeszcze ile zostanie, ale wiadomo było, że zostanie długo.
- Nie mogę teraz wyjść? - spytał Malfoy.
- Skarbeńko, nie jestem pewna, ale dam ci parę leków i już może za parę minutek będziesz mógł opuścić skrzydło szpitalne. Poczekaj sekundę, słonko.
 Obruciła się z uśmieszkiem w stronę wielkiej szafy. Otworzyła ją, a tam było pełno buteleczek, butelek, płynów, małych kociołków które się dymiły, łyżek i wiele rozmaitych rzeczy. Na samym dole były suche ubrania dla pacjentów. Pokierowała palcem na jednym z tych rzędów i wyjęła jedną, dużą butelkę, łyżkę i jedną, małą buteleczkę o tej samej zawartości, co ta duża. Podchodzi do Dracona i wkłada mu łyżkę do ust. Skrzywił się na początku, ale później odtrzasnął się.
- Pamiętaj, 3 krople rano, 5 popołudniu i 2 wieczorem. - ostrzegła. - przez mniej więcej dwa tygodnie. Jak już miną dwa tygodnie, butelkę mi oddaj.
- Dobrze. - odpowiedział i schował zawartość do kieszeni spodni i zaczął chować rzeczy.
- Proszę pani, mam pytanie. - odezwała się Hermiona.
- Tak słoneczko?
- Tu są różne eliksiry w tych małych kociołkach. - zaczęła Hermiona. - Ale, ja tam dosrzegam i czuję nie tylko eliksiry do uleczania, ale też widzę w małej fiolcę venitaserum, eliksir miłości i przykryty kociołek, to eliksir rozpaczy.
Gryfoni dziwnie popatrzyli na Hermionę. Pielęgniarka była sszkowowana.
- Widać dym i jest niedokładnie przykryty - odpowiedziała Hermiona.
- Na brodę Merlina! - skierowała się ku szafy.
- Po co pani trzyma te eliksiry? - spytał Seamus.
- Przechowuję niektóre za profesora Snape'a. Czasem pomagają w leczeniu.
- Jak!? - dopytał Harry
- Nie bądźcie zbyt ciekawscy słoneczka. Słonko, tutaj mam twoje wyschnięte ubranie. Najmniej przemokło.
- Dobra. - mruknął i wyrwał szatę z rąk pielęgniarki.
 Nie chciał być w dormitorium, ale nie chciał być wśród wścibskiego Pottera. Skręcił tylko, jak każdy uczeń, ponieważ tędy zaczyna się droga do dormitorii, ale resztę drogi szedł prosto. Czasem skręcił, raz w prawo. potem lewo, lewo, prawo... Szedł. Chciał się pozbyć ostatnich wydarzeń. Po co szedł do tego dormitorium gryfonów? "Czy Hermiona jest w bibliotece"? Co on sobie myślał!? Ech...
 Nagle uderzył się w głowę o posąg przy zakręcie. Wtedy stanął. Pocierał się w głowę i starał się zoriętować, gdzie obecnie się znajduję. Było to obce miejsce. Nagle się obrócił. Znikąd pojawiły się ciężarne drzwi. Znikąd? Hmm... Postanowił wejść. Popchnął ręką ciężarne drzwi, a tam zobaczył tylko mały błysk światła. Raziło go piekielnie w oczy. Rzeczy zarzucił na ramię, zaczął zasłaniać się przed promieniami ręką, wciąż trzymając się za głowę. Błysk ustał. Powoli odsunął rękę, którą się zasłaniał i zaczął wchodzić do pokoju. Robił kroki powolne. W powietrzu zaczęły unosić się różne zapachy. Gdy dokładnie się rozejrzał, zobaczył pokój. Była tam szafka, stół. eliksiry i kociołki i... postać.
- Kim jesteś? - spytał.
Postać nie odpowiedziała.
- Kim jesteś? - powtórzył.
Osoba zaczęła być bardziej wyraźna. Była jasna. Można było u niej zauważyć jasną, białą suknię i tak jagby złote, długie i lekko kręcone włosy. To na rzekę Styks, na Bang Gringota i inne takie nie była to Luna. Wyglądała na wyższą i starszą. Posiadała jeszcze rumiane usta, zgrabny nos i oczy. Oczy. Oczy były identyczne jak u Hermiony. Draco zaczął być niecierpliwy mimo, że miał przed sobą piękność.
- Odpowiesz mi? - dopytał.
Kobieta machnęła ręką i pojawiła się misa. Machnęła ponownie ręką, ale w drugą stronę. Pojawiła się niezwykle jasna woda. Podniosła najbliższą butelkę koloru ciemnej krwi i zaczęła wlewać do naczynia. Woda na chwilę zmieniła kolor na różowy, ale znów była jasna, ale nie tak, jak wcześniej. Podeszła do szafki i podniosła z dna brązowe pudełko ze złotym zamkiem. Miała w tej samej ręce mały złoty kluczyk. Był ozdobiony smokiem i różami ze złota. Z najwyższej półki wzięła buteleczkę. Podeszła do stołu. Gdy wlewała zawartość butelki, wyglądało to jakby tusz został przypadkiem do kubka wody. Otworzyła pudełeczko przy pomocy kluczyka, a tam był złoty pył. Zgrabnie posypała pyłkiem wodę, a on delikatnie i powoli opadał na dno bądź zostawał jeszcze na talii wody.
- Co robisz i kim jesteś?! - zaczął się niecierpliwić.
Osoba popatrzyła na niego. Uśmiechnęła się swymi ustami. Hermiona ma takie usta.
To nie może być ona. Postać jest starsza i wyższa. Ale... Jak?
Kobieta robiła kółka wokół misy a jej zawartość zaczęła się obracać zgodnie z ruchem obrotu jej dłoni. Podniosła średnią pustą butelkę i nalała do niej zawartość.
- Nie mogę powiedzieć ci kim jestem. - powiedziała. - Musisz zrobić to, co powiem, dobrze?
- Ale...
- Tak czy nie?
- Dobra, tylko...
- Świetnie! - kobieta się uśmiechnęła. - To jest mój wymyślony eliksir. Spokojnie, on działa. Jeśli nalejesz sobie zawartość na czoło, będziesz mógł zobaczyć przyszłość taką jaką pragniesz, takiej, której nie chcesz za nic na świecie oraz przeszłość jak byłeś małym brzdącem. Najlepiej użyj to, jak będziesz kładł się spać. Nikomu o tym spotkaniu nie mów i nie dawaj nikomu tej butelki! Dzięki niej możesz ocalić świat. A ten złoty pyłek na który się przyglądałeś, to pył wychowany przez mojego kolegę. On może leczyć rany jak się go zmiesza z wodą i poleje na miejsce rany, może powodować senność jak osoba powącha zapach a może nawet spowodować prawdziwe zauroczenie przy eliksirze miłosnym. Dam ci tego tylko saszetkę. Wykorzystaj mądrze. Możesz ocalić świat lub jedną osobę.
- Rozumiem, ale...
- Nie ma czasu na wyjaśnienia! Musisz iść. Już!
- Nie! Chce...
- Już!
Kobieta podniosła rękę a on i tak upadł. Znalazł się przed ścianą.

czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział 10

 Śmierciożercy rzeczywiście ich zostawili, ponieważ podróż minęła bez problemu nie licząc tego, że spadła ulewa. Ubrania przyklejały im się od wilgoci do ciała. Na niebie nic nie było widać. Gdy dotarli pod mury Hogwartu, czekali na nich dyrektor szkoły, Albus Percival Wulfryk Brain Dumbledore, opiekunka Gryffindoru, Minerva Macgonagall i opiekun Raveclavu, Filius Filtwick. Nie byli mokrzy, ponieważ trzymali parasolki, mimo, że mogli schować się pod murek zamczyska. Pod zamczyskiem stała tylko zmartwiona Poppy Pomfey, szkolna pielęgniarka.
 Gdy wylądowali bezpiecznie przed kratami, kraty same się otworzyły. Gryfoni i Krukonka byli przemoknięci do suchej niktki i zziębnięci.
- Poppy, zaprowadź ich do skrzydła, z łaski swojej. - odwrócił się Dumbledore w stronę pielęgniarki. - My zaraz przyjdziemy.
 Pomfey wskazała machnięciem ręki, aby szli za nią. Miotły zostawili obok wejścia do szkoły. Gdy byli u skrzydła szpitalnego, na jednym z łóżek leżał Draco.
- Cześć. - powiedział na przywitanie.
- Dzięki za wszystko, dosłownie! - od razu powiedziała Ginny.
- To nic takiego, serio. - odpowiedział.
- Harry i Ron są ci coś winni. - popatrzyła surowo na chłopców Hermiona.
Wystąpili. Nieśmiało przeprosili, ale Ślizgon i tak tylko machnął ręką. Pielęgniarka przyniosła czyste i suche ubrania, w które mieli się przebrać. Następnie położyli się do łóżek. Hermiona została posadzona pomiędzy Lunę i Dracona. Obok Dracona była ściana i Hermiona. Dostali leki oraz ciepłą herbatę z imbirem lub jaśminem - na życzenie.
- Draco, co mu powiedziałeś, temu swojemu ojcu? - spytał Neville.
Po tym pytaniu wszyscy pokiwali na znak głowami i skierowali swe ślepia ku niemu, jagby był jakimś bohaterem. Jego inne uczynki z tamtych lat zostały zapomniane dzięki tym wyczynom? Sam on nie wiedział
- Napewno musiałem was trochę poobrażać, aby ojciec mi uwieżył. - zaczął. - Mówiłem, że nie mogłem z wami wytrzymać więc chciałem uciec. Ruda Weasley i PomyLuna wymyśliły głupie "warty" i był problem z ucieczką. Kiedy Potter, Weasley i Longbotom zauważyli w coś w krzakach. I tak nie miałem szans, ponieważ 1 na 3 to wogóle... Dostałem drętwotą, Usłyszałem "Jak się obudzisz, nas nie będzie i oberwałem w brzuch". Obudziłem się w tym głupim dębie. Tłumaczyłem, że nie wziąłem tej nowej ze sobą, ponieważ byłaby większa szansa, że mnie złapiecie. Napaplałem jeszcze trochę, że coś tam o hańbie krwi, a on mi uwieżył.
- To jest prawdziwy ślizgon! - parsknął Ron.
- Ale czy on jest już prawdziwym? - spytała Luna. - Ślizgoni chronili by własną skórę, a nie kilka a szczególnie to wrogów, to znaczy byłych wrogów.
Twarze uczniów skierowały się na podłogę. O to zapadło pytanie: "Czy Draco jest prawdziwym Ślizgonem?" Ciszę tą przerwały głosy podbiejących kroków. Byli to goście odwiedzający. Wsród nich byli: Fred, George, Pravati, Lavender, Cho, Seamus, Dean i o dziwo Pansy. Pansy podeszła do łóżka Dracona i zaczęła głaskać jego ręke. Reszta podbiegła do pozostałych łóżek i zaczęli gorącą duskusję. Draco po cichu rozmawiał z Pansy siedzącą na skraju łóżka, aby reszta ich nie słyszała.
- U mnie naprawdę jest OK. - ciągle powtarzał.
- Pewnie był to dla ciebie koszmar być z nimi! I jeszcze im pomagać... Brr...
- Ja tam wytrzymałem.
- Ale dlaczego nie zostałeś tutaj? Tylko poszłeś z Gryfonami uratować szlamę, Longbotoma i PomyLunę? Ja tego nie rozumiem.
- Nie każdy wszystko musi rozumieć. - wycedził. - Ale ja do ciebie mam jedną sprawę.
- Mi wszystko możesz powiedzieć!
- Od paru tygodni nie czuję tego, co było kiedyś. - zaczął łagodnie. - Napewno to nie przez Gryfonów, ale... Coś, po prostu nie mogę być z tobą i mam nadzieję, że to rozumiesz!
- Więc jeśli tak, to... Ja chodzę z Blaise'm! - płakała. - Z nami koniec!
Wybiegła z płaczem ocierając łzy o szatę.
- Wow, co jej powiedziałeś? - spytał Seamus.
- Ona uważała, że niby jesteśmy w związku. Ja nic nie czułem, zerwałem i już. - zaśmiał się.
Tak jak on, to i reszta zaśmiała się. Odwiedzający mieli prezenty w stylu słodyczy, bądź kwiatów. Draco nie dostał nic. Jednak, kiedy wszyscy rozmawiali, Fred wyjął z wielkiego koszyka lukrowe pióro o smaku Toffi zapakowane folią i wstążką i rzucił Malfy'owi.
- Masz, należy się. - powiedział tylko.
- Dzięki. - odpowiedział, ale go wkurzało, że niby jest bohaterem.
Zrobił to tylko dla jednej osoby. Dla Hermiony Granger.
Pani Pomfey i tak kazała już wszystkim gościom iść. Po gościach wstąpili dyrektor szkoły, Dumbledore, profesor Macgonagall i profesor Filtvick. Pomfey poszła za nimi. Usiedli na wolnym łóżku. Mieli opowiedzieć ze szczegółami od początku do końca całą historię. Długo im to zeszło, ponieważ za oknami było ciemno. Pielęgniarka oceniła, że Luna oraz Ginny mogą pójść, ponieważ zadały najmniej obrażeń. Neville był trochę torturowany, ale i tak nalegała, aby został. Harry i stoczył okrutną wojnę ze śmierciożercami w Dworze Malfoy'ów, w powietrzu i na wojnie w lesie. Hermiona była torturowana a Draco był bardzo zmęczony i niby mieszało mu się w głowie - tak uważała pielęgniarka. Kiedy Luna, Ginny, Dumbledore, Minerva i Filvick oraz Poppy wyszli, reszta mogła spokojnie zapaść w sen. Neville z Ronem szybko zasnęli, Harry wpatrywał się w sufit - pewnie nad czymś rozmyślał. Hermiona ciągle nie mogła zasnąć, ale Draco wpatrywał się w niej ciemne, piękne, piwne oczy.
- Czy tylko ja tu nie mogę zasnąć? - spytała
- Nie tylko ty. - odpowiedział za Dracona Harry. - Po tym całym zdarzeniu trudno jest poukładać myśli.
- Z tym to i ja mogę się zgodzić, Potter. - poprarł go i się uśmiechnął.
Harry miał łóżko naprzeciwko Hermiony. Obok niego jest Ron, ale on śpi jak kamień. Neville jest na drugim końcu, ponieważ był naprzeciwko Luny, która poszła do swojego dormitorium.
- Ostatnio cierpię na bezsenność. - szepnęła dziewczyna.
- Jak któryś z nas wyjdzie, poproś, aby poszli do biblioteki. - zakpił Draco.
- Wiesz, że to miałam na myśli?
- Zdumiewające... - parsknął Gryfon.
- Weź się nie obrażaj! - zawołała do Harry'ego. - Wiem, co myślisz, ale nie ważne, chyba wiesz. Przyzwyczaisz się.
- Mam nadzieję... - odpowiedział.
- Ale do czego? - spytał Malfoy
- Nieważne. - zaśmiała się. - Ja chyba pójdę do Pomfey na coś na bezsenność. Zaraz wracam.
Wstała z łóżka szpitalnego. Harry i Draco zostali sami, nie licząc śpiącego Nevilla i Rona.
- O co ci chodzi? - spytał Malfoy.
- O coś napewno, Malfoy. - odparł.
- Jak widać, stosunki między nami są takie same.
- Ale 1 osoba przez ciebie najbardziej się zmieniła.
- Pff... Kto niby?
- Weź przemyśl, półgłówku.
- Niee... Ty chyba żartujesz, Potter!
- Nie, nic nie żartuję.
- No chyba tak.
- Hermiona się w tobie kocha, a ty w niej i co?
- Co? - zawołali jednocześnie Hermiona i Draco.
Hermiona weszła z panią Pomfey, która trzymała łyżkę i jakąś butelkę.
- Połóż się skarbeńko, już niedługo zaśniesz jak ci dwaj chłopcy! - rzekła pielęgniarka. - Potem przyniosę jeszcze ciepłe kocyki.
Hermiona posłusznie położyła się i wzięła łyżkę brązowego eliksiru. Wzdrygnęła się, ale jej powieki zaczęły być ciężkie. Była także oszołomiona jak Draco.
- Dlaczego ta uważasz? - ziewnęła Hermiona.
- Nie widać? - spytał Gryfon. - Widziałem, jak się mizialiście, jeszcze ta głupia szkatułka, a wasze rozmowy są o wiele inne niż kiedyś. Zmieniło się, widać. nic nie musicie oszukiwać.
                                                                 (...)
- Pansy, weź się uspokój! - powiedziała Milicenta. - Wiele jeszcze będziesz miała!
- Ty chyba nie wiesz, jaki Malfoy, jest idealny! - rzuciła. - Wszystkie się w nim kochacie i teraz będziecie do niego zarywać, ja to wiem.
- No i co z tego? - odparła Tracey. - Ja ostatnio zerwałam z Zabinim, więc może być twój.
- Crabbe i Goyle jeszcze nie mają drugiej połówki. - zakpiła Dafne.
Dziewczyny się roześmiały, ale Pansy ciągle była naburmuszona i siedziała na skraju łóżka.
- Dobra, wyluzuj. - odparła Dafne. - Znasz moją młodszą siostrę? Obecnie jest w czwartej klasie.
- Jeny, nie pomyślałam o tym Dafne! Wielkie dzięki. - podziękowała Pansy.
- Co zamierzasz zrobić? - spytała Tracey.
- Oczywiście wezmę od Weasley'ów eliksir miłosny, a Draco potem bez jego użytku mnie znów pokocha, a twoja siostra musi się od niego odczepić.
- No nie wiem. - odparła Dafne. - Astoria jest chyba z 3 razy sprytniejsza niż jakikolwiek ślizgon, jest nieznośna.
- Jaki kolwiek, to masz namyśli Goyle? - spytała Parkingson. - Ślizgoni przecież są sprytni, a najsprytniejszy to Draco. Będzie trudno, ale dzięki mej chytrości oraz ambicji dam radę. Spryt zostawiam na później.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział za nami! Dzisiaj troszkę krótszy. Co będzie między Harry'm, a Dracon'em?  Co naprawdę zamierza Pansy? A co będzie z Astorią? Wiele pytań można zadawać.
Ja zapraszam do udziału w ankiecie, która jest na samym dole bloga oraz do komentowania - komentowanie daje autorom siły oraz wenę.
~~Lunatrix Malfoy
Mia Land of Grafic