środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 12

 Hermiona leżała. Chciała bardzo iść na jakąś lekcje ponieważ tutaj mogła stracić zmysły ciągle w tym samym pokoju z tymi samymi gryfonami. Spojrzała na wielki zegar tuż nad szafką pani pielęgniarki. 23:35. Znowu nie mogła zasnąć, a nie chciało jej się brać syropu na sen. O dziwo, wszyscy w skrzydle prócz niej spali. Postanowiła sama spróbować zasnąć. Położyła głowę na poduszce. Jej oczy już się zamykały...
TRZASK! Hermiona wstała z wielkim zdziwieniem. Obejrzała się, ale nic nie widziała. Postanowiła zasnąć, ale nie mogła. Zobaczyła siedzącego Draco na łóżku przy ścianie.
- Nie możesz zasnąć? - spytał z chciwym uśmieszkiem.
- Skąd ty się tu wziąłeś? - spytała. - Przecież wyszłeś po południu ze skrzydła! Albo wieczorem...
- Co byś wybrała? - spytał. - Ocalić świat, czy osobę, którą kochasz? Nie musisz mi mówić, kto to za osoba, ale co być wybrała.
 Hermiona zaczęła się zamyślać.
- Po co ci ta odpowiedź i kto zadał ci te pytanie?
- Odpowiedz! Nie czas na wyjaśnienia! - prawie krzyknął.
 Gryfonka jeszcze raz popatrzyła na niego. Nie był w stroju szpitalnym, ale miał na sobie szatę, albo koszulę. W ciemności wzrok nie jest za dobry.
- Odpowiesz w końcu? Czas ucieka!
- O co chodzi?!
- Odpowiedz!
- Dobra! - westchnęła. - Zależy, o co konkretnie chodziło.
- To inne pytanie. - powiedział trochę skołowany. - Jagbyś musiała zabić jedną osobę, ale nie z wrogów, byłby to przyjaciel, czy ta osoba?
 Hermiona skinęła głową w dół.
- Ta osoba by przeżyła, ale miałabym wyrzuty co do tego przyjaciela.
Draco nie odpowiedział. Nagle znów był głośny dźwięk, ale to nie był już "TRZASK", ale "BRZDĘK".
Obejrzała się za siebie i we wszystkie inne strony. Dracona nigdzie nie było.
Nagle w powietrzu uniosło się coś jasnego. Miało ładny zapach. Dziewczyna delikatnie powąchała, kichnęła a następnie jej głowa opadła na poduszkę.
                                                              (...)
 "Osoba którą kochasz" - powtarzał ciągle w myślach Ślizgon. Kto to mógł być.
Pansy? Przecież to, co czuł tak jagby znikło. Zerwał z nią.
Któraś współlokatorka Pansy? Przecież obie były brzydkie, a ona jedyna była chociaż ładna.
Ale jest ktoś jeszcze. Dafne ma siostrę. Jak jej tam było? Coś na A... Al... As... Astoria! Była chyba w czwartej bądź trzeciej. Także była ładna, nie to co jej siostra mimo, iż Dafne posiada nawet ładne i eleganckie imie. Astoria tańczyła z nim na imprezie u Ślizgonów i pomógł jej w pracy domowej, bo o to poprosiła i starała się mu pomagać... Nie był dobry w te klocki.
I ostatnia osoba. To nie mogła być ona. Ma ładne włosy, usta, oczy, cerę, twarz i dotyk... Ale pochodziła z domu wroga. Hermiona.
 - Draco!? - zawołał ktoś. - wypuścili cię tak późno?
To była Tracey. Miała nawet ładny kolor włosów, ale samo ich ułożenie, policzki i usta... Nos... Nie podobały mu się.
- Pomfrey by mnie puściła? - zaśmiał się. - Weź mnie nie osłabiaj.
- Dobra, ja tylko wkuwam, bo Dafne z Pansy mają upór...
- Jaki upór?
- Nie twoja sprawa! Prywatne!
- No dobra, a do czego wkuwasz?
- Nikt ci nie powiedział? Miałam jutro po południu podać ci te lekcje, ale nie wiedziałam nic o tobie.
 Tracey stara się być dobrą koleżanką, ale często jest złośliwa. Miała miły, ładny, łagodny a nawet przekonujący ton.
- No nie. - odpowiedział i usiadł obok niej.
 Na stoliku był rozlany tusz, pregamin, poplamiona książka.
- Ta poplamiona książka to książka, którą czasem czytam. - powiedziała. - Wiesz jak usunąć tusz? Jest z biblioteki, a bibliotekarka mnie zabije. A ja jeszcze nie umiem tego eliksiru rozpaczy. Z tego jednego powodu nienawidzę Snape'a! Dużo zadaje!
Ślizgona była bardzo gadatliwa.
- Idę się położyć, jestem zmęczona. - powiedział i ziewnął.
- Narka. - machnęła mu na dobranoc.
                                                                   (...)
- Kochanienka, no nie wiem, czy możesz opuścić moje skrzydło. - odpowiedziała pielęgniarka.
- A na ile zostanę? - dopytała dziewczyna.
- To zależy od twojego stanu, zdarzeń w których braliście udział a może nawet przyszłości.
 Hermiona nie miała siły na dalszą rozmowę. Czuła się, osłabiona. Ciągle rozmyślała nad snem którym miała. Draco, dziwne pytanie, proch i puf! O co chodziło? Na pewno w bibliotece jest sennik. Albo Trelawney może mieć, ale nie chciała podejść do tej suchej chorej staruchy od kiedy powiedziała, że nie ma talentu do tej dziedziny magii.
- Chłopaczki me skarbeńka! - zwróciła się do reszty. - Jutro rano mają pozwolenie na opuszczenie skrzydła Weasley i Potter. Neville, poleżysz trochę, chcesz zmienić łóżko obok twojej koleżanki?
- To miejsce mi wystarczy, jak coś, to się przeniosę. - odpowiedział.
- Dobrze, zaraz zrobię parę kanapeczek i herbatki. Miód, czy Imbir? Dostałam jeszcze mugolski cynamon, ale do herbatki nie jest za dobre, no chyba, że do deserów lub kawy...
- MIÓD!
- IMBIR!
- Kto chce imbir ręka do góry.
Neville i Harry podnieśli ręce.
- Dobrze, więc reszta z miodem. Zaraz wracam.
Harry odprowadzał ją wzrokiem. Położył się na poduszczę i wpatrywał w sufit.
- Ej, chcecie potem fasolkę? - spytał Ron.
- Ja wezmę! - odpowiedział Neville.
- Może ja. - odparł Harry.
 Hermiona nie miała siły nawet na zwykłą rozmowę. Nie mogła jednak zasnąć, musiała zjeść, może wtedy nie zaśnie.
- Hermiona, a ty? - spojrzał Ron na Gryfonkę. - Nie udawaj głuchej.
Harry spojrzał na nią z ukosa.
- Śpi. - powiedział. - To dobrze, muszę wam coś powiedzieć.
- Chyba Nevillowi. - odparł Ron.
- Neville, Draco i Harry są w sobie zakochani.
- Co!?- krzyknął.
- Nie o to mi chodziło. - opowiadał dalej. - Voldemort chce to wykorzystać przeciwko mnie, więc musimy zrobić coś, aby Draco chodził z jakąkolwiek ślizgonką.
- Jaką? - dopytał Ron.
- Pansy jest i jeszcze taka mała, chyba z trzeciej czy tam czwartej klasy...
- Słyszałem o niej! Astoria! Podobno jest nieziemsko sprytna. - powiedział Neville.
- To mamy ustalone, ale Pansy na pewno się skusi, albo Tracey, która podobno pobiła Puchona i według niektórych była nawet ładna, słodka i miła. Bije tylko wtedy, jak się wkurzy.
- Mamy plan. - uśmiechnął się Ron.
 Weszła pani Pomfrey z tacami tostów i kanapek oraz herbat. Podeszła do Hermiony i kucnęła.
- Jeśli nie śpisz, to kiwnij głową, dobrze słonko?
Kiwnęła powoli, jednak zdołała wypowiedzieć słowa mimo, iż miała zamknięte oczy:
- Jestem strasznie osłabiona, może jedzenie mi pomoże nabrać siły.
Pięlęgniarka dotknęła jej czoła, policzka, a następnie ramion i ręki. Gryfonka popatrzyła na nią biednym wzrokiem.
- Zaraz przyniosę twoje jedzenie.
W jej głosie było przerażenie.
- Hermiona, to ty nie spałaś? - spytał Ron.
- Chyba zasnęłam, ale obudziły mnie kroki pielęgniarki. - szepnęła tak cicho, że ledwo było słychać.
Po chwili wróciła pielęgniarka. Taca z jedzeniem różniła się od pozostałych gryfonów. Miała kubek herbaty, to fakt, ale także była wielka butla z jakimś płynem, łyżka, lekarstwa a zamiast tostów - jakaś papka.
- To poprawi ci zdrowie. - powiedziała z lekkim przejęciem.
 Gryfoni popatrzyli niebezpiecznie na siebie. Zaczęli dawać i kiwać jakieś znaki, które Hermiona nie mogła rozszyfrować. Chodziło o Dracona, czy o nią? A może o kompletnie co innego? Napewno te znaki nie wróżyły nic dobrego.
 Postanowiła spróbować tej papki. Szczerze, to nie była aż taka zła, jak mówiła mama, jak wylądowała w szpitalu. W mugolskim szpitalu. Zapomniała, że w świecie czarodziejskim wiele różni się od mugolskiego. Papka smakowała jak ambrozja, tylko gorsza, bo nie była aż tak dobra jak ta orginalna ambrozja.
-  Półtora łyżki wystarczy! - zawołała pielęgniarka.
 Kiwnęła tylko głową. Napiła się swojej herbaty, ale ona nie smakowała jak normalna herbata z miodem. Miała ochotę ją wypluć, ale to była jedyna rzecz nie licząc papki która była ciepła. Odstwiła tacę na półeczkę nocną i nalała dwie łyżki syropu. Następnie oparła się na poduszcę i zaczynała zasypiać. Jedna myśl, która przychodziła jej do głowy to aby powiedzieć o swoim śnie Dumbledore'owi.

Ulica była ciemna i mglista. Parę latarń się świeciło, ale po chwili zaczęły gasnąć. Papierki i inne śmieci przewalały się po ulicy. Rozejrzała się, czy nikt na nią nie parzy. Nikt, ale czuła czyjeś spojrzenie na sobie.
- Lumos. - szepnęła niepewnie i zaczęła iść do przodu
Co jakiś czas obracała się trzymając różdżkę w gotowości. Mgła zaczęła opadać. Po chwili było widać wielką bramę. Nie musiała jej popychać, ponieważ sama się otworzyła mimo swojej ciężkości. Na bramie, mimo, iż było ciemno widniały staranne, srebne litery "Dwór Malfoy'ów". Wzdrygnęła się czytając ten napis. Widać już było wielki, mroczny dwór. Przy wielkich drzwiach stał nie kto inny - Lucjusz Malfoy.
- Posłuchałaś mnie. - uśmiechnął się i machnął ręką na znak, aby za nim szła.
Samo wnętrze wielkiego domu ją zatkało. Wszystko o dziwo pachniało ładnie. Na ścianach widziały rodzinne obrazy i obrazy zatrzymane w ruchu, jak ktoś rzucał jakieś zaklęcie. Były w tym zaklęcia niewybaczalne. Rzeźby przedstawiały osoby torturowane, któryś z wielkich członków rodziny lub zaklęcia. Szedł po schodach, a ona za nią. Skierował ją na wielki stół z wielkimi, ozdobionymi laurem i smokiem krzesłami. 
 - Chciałbym przeprosić za przerwanie. - zaczął uroczyście. - Mamy gościa. Janie, proszę, weź ją wykąp i odziej, a następnie zaprowadź tutaj.
Osoba imieniem Jan który był obok jednego z śmierciożercy skinął i podszedł do niej. 
 - Oczywiście. - rzekł. - Za mną prosiłbym, młoda damo.
Śmierciożercy się śmiali. Odprowadzili ją wzrokiem. Zaczęła iść za lokajem. Lokaj prowadził ją na kolejne schody. Skręcili w lewo a następnie za trzecimi drzwiami na prawo. Kafelki łazienki błyszczały z czysta jak ze śniegu. Wanna z prysznicem, umywalka, toaleta... Wszystko, czego można zamażyć o boskich łazienkach. 
Mężczyzna podszedł do srebnej szafki nad umywalką. Wyjął szampon w złotej tubie, srebny płyn do kąpieli i srebną buteleczkę, co zapewnie było to mydłem. Podszedł do szafy obok wanny z prysznicem i wyjął trzy ręczniki - srebny, czarny i złoty.
- Jak panienka się umyję, będę czekał z odzieniem. - rzekł uroczyście. - Ma pani 30 minut.
Wyszedł zamykając delikatnie drzwi. Dziewczyna weszła do wanny. Zaczęła napuszczać wody. Poczuła na stopach przyjemną, gorącą wodę.
Hermiona obudziła się gwałtownie z krzykiem.

1 komentarz:

Mia Land of Grafic