środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 15

- Te zwierzęta są wykorzystywane szczególnie w bankach... - ciągnął Hagrid.
- Profesorze! Draco biegnie! - zakłóciła spokój jedna ślizgonka.
Wszyscy obejrzeli się w stronę wskazaną przez dziewczynkę. Postać o bardzo jasnych włosach biegła w ich stronę. Po chwili było widać jego twarz.
- Cholibka! Dlaczego żeś się spóźnił?! - wołał
- A co cię to obchodzi wielkoludzie?
- Malfoy, ty dobrze wież co. - pokazał palcem.
Lekcja toczyła się spokojnie. Hagrid ciągle opowiadał o niuchaczaczach. Niektórzy ślizgoni i jeden puchon (chyba ten, który oprowadzał Vanessę) o mało nie zasnęli.
- ...Prosiłbym jeszcze o napisanie na pergaminie o tych cudowych zwierzętach! Na tak jedną stronę wystarczy. - dodał.
Po tych słowach słychać było pomruki niezadowolenia i radości z tego, że nie na dwie strony. Wszyscy po lekcji rozeźli się w swoje strony. Draco podbiegł do Hermiony.
- Mam wolną lekcję, a ty?
Dziewczyna wyjęła plan z torby.
- Obrona przed Czarną Magią z Krukonami. - wyrecytowała.
- Ah... Idź na wagary! - zachęcał.
- No chyba ci się śni. - szturchnęła go w bok.
- Dziwne, że nie jesteś Krukonką, kujonką. - zaśmiał się.
Gryfonka stanęła i się zamyśliła.
- No, ale gdzie chcesz iść?
- Na piwo kremowe? - zaproponował.
- Pff... Niby jak się wyślizgniesz?
- Mam swoje tajne sposoby, które nikomu nie zdradzałem. To co, idziesz.
Po raz kolejny się zamyśliła, ale po chwili powiedziała.
- Oj dobra, ale wszystko idzie na ciebie!
- Oczywiście! Za 20 minut przy moście, spoko?
- Dobra, jak chcesz. - kiwnęła głową i odeszła.
- Wagary. - pomyślała. - Co ja do cholery robie!? Profesor MacBirly który jest na zastępstwie obrony przed czarną magią mnie zabije. Szkoda, że Slughorn gdzieś zniknął! A Snape wcale nie najlepiej spisuje się na eliksirach. Pierwszy raz mogę się zgodzić z Draco - Ta szkoła schodzi na psy!
Odeszła w pół wściekłym, w pół spokojnym krokiem. Na szczęście wieża Gryffindoru była blisko. Nie miała pewności, czy Draco bierze ją na wagary, czy na radkę, ale coś jej mówiło, że i tak musi się choć trochę przyszykować.
- Podaj hasło. - usłyszała głos.
Była to oczywiście Gruba Dama.
- Lew. - odpowiedziała miłym głosem.
Portret otworzył drzwi do pokoju wspólnego, a Hermiona weszła do środka. W salonie były trzecioklasistki i piątoklasiści i jeden siódmoklasista. Kiwnęła im głową na przywitanie i weszła na schody w kierunku jej dormitorium.
W dormitorium oczywiście nikogo nie było. Gryfonka zaczynała żałować decyzji. Miała jeszcze kwadrans, więc dla niej powinno to wystarczyć. Wyjęła z szafki Lavender kredkę do oczu i perfumy o delikatnym zapachu kwiatów. Rozrysowała sobie na oko, jak ją uczyła Pravati. Wyjęła truskawkowy błyszczyk. Była chyba gotowa. Poszperała jeszcze w torebeczce Pravati i znalazła puder na policzki. W swojej szafce wyjęła naszyjnik w krztałcie serca - od mamy mugolki. Posprztątała wszystko, założyła różowy golf i wyszła. Spojrzała na plan lekcji powieszony nad biurkiem.
- Numerologia. - mruknęła i wyszła.
                                                                          (...)
- Draco, gdzie ty się wybierasz. - zaśmiał się Goyle
- Nie twoja sprawa, Goyle! - warknął.
- No, ale mógłbyś odpowiedzieć. - usiadł na łóżku Blaise. - Mam smykałkę do dziewczyn.
- Hmm... A przypadkiem już Tracey nie chodzi z tobą?
- Znudziła mi się, ale może do niej powrócę... - zamyślił się.
- No ale z kim idziesz!? - domagał się Crabbe
- Jeny, ona nie jest ze Slytherinu!
- Uuu... Krukonka? - męczył go Blaise.
- Eh... Zgadłeś. - odparł, jednocześnie trochę kłamiąc.
- No, będziesz miał koleżankę do spisywania. - zakpił jakiś cichy Ślizgon z końca sali.
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem poza Malfoy'em. Zerknął na swój srebny zegarek. Gdyby teraz nie wyszedł, byłby spóźniony.
- Dobra, ja muszę iść. Widzimy się później. - machnął ręką.
Ślizgoni ciągle nie przestawali się śmiać, ale wyszli za nim do pokoju wspólnego. Nawet ten cichy Ślizgon.
 Zaczął biec, aby się nie spóźnić. Musiał przejść wiele schodów, ponieważ jego dormitorium znajduje się przecież w lochach. Na szczęście, znał także skrót na świeże powietrze, co tędy pobiegł. Zauważył Hermionę czekającą na końcu mostu opierającą się o poręcz. Od razu go zauważyła. Draco do niej podbiegł. Zauważył u niej drobne zmianki, ale tym się zbytnio nie przejmował.
- Gotowa? - spytał uśmiechając się.
Dziewczyna do niego podeszła. Szepnęła mu do ucha:
- Gotowa.
Pokazał jej głową, aby za nią szedł. Skierowali się do zaułku, którego Gryfonka nigdy wcześniej nie zauważyła mimo, iż tyle lat chodzi do tej szkoły.
- Draco, gdzie idziemy? - spytała.
- Na piwo kremowe, a gdzie. - zamigotał mu w oku błysk.
Nagle znaleźli się w jakimś tunelu.
- Ten tunel sam odkryłem - opowiadał. - Nie ma go na tej mapce Potterka. Prowadzi prosto na tyły pubu "Pod Trzema Miotłami". Spokojnie, zaraz będziemy.
Tunel zaczął się zwężać, ale kiedy było widać światło, powrócił do normalnej formy. Rzeczywiście, byli z tyłu jakiegoś budynku. Szli prosto, a znaleźli się pomiędzy pubem, a sklepem odzieżowym Gladraga. Z tąd można było zobaczyś herbaciarnie pani Puddifoot.
- Draco, to randka? - spytała Hermiona
- Jeśli to tak uważasz, to tak. To randa. - mruknął.
- Gdzie idziemy?
- Jak uważasz, że randa to do pani Puddifoot?
- Ty proponujesz... Co szczerze to nie przepadam za jej herbatami.
- Brawo! - klasnął w ręce - Mamy odpowiedź! To do trzech mioteł.
Podeszli w kierunku trzech mioteł. Hermiona popchnęła drzwi i powiesiła swój płasz na wieszaku. Szesastolatek zrobił to samo. Zajęli mały stoliczek z dwoma fotelami. Kiedy usiedli, przyszła kelnerka. Jej ciemne kasztanowe włosy miała związane w kucyka. Na głowie nosiła czerwoną chustę w grochy. Usta miała różane pełne uśmiechu, a jej jasne oczy tryskały radością.
- Co podać? - spytała. - Dla was kochanki, to tylko piwo kremowe, coś jeszcze?
- Dwa razy piwo kremowe. - poprawił Draco. - I jakieś ciastko może?
- Polecamy jabłecznik prosto z domu mugolskiego i tartę truskawkową.
- Ja tartę, dla niego jabłecznik. - odpowiedziała z uśmiechem Hermiona.
Zanim chłopiec zdążył zapszeczyć, kelnerka odeszła.
- Coś ty narobiła!? To od mugoli! - upominał ją.
- Ty jadłeś jabłecznik? - spytała go.
- Yyy... Nie. I co z tego?!
- Dlatego spróbujesz. Jabłecznik jest dobry. I jest zielony. - uśmiechnęła się.
- "A tarta czerwona dla gryfończyka" - przedrzeźnił.
- Dawno nie jadłam. Nie pamiętam, kiedy moja babcia lub mama go robiły. - uśmiechnęła się. - Oj Draco! Tu nie ma nikogo z hogwartu, nikt nie wie, że pochodzisz ze Slytherinu tu!
- Pff... No dobra... Ale jak wygadasz! - ostrzegł ją.
Chwila nie minęła, a kelnerka ponownie pojawiła się z dwoma kuflami kremowego piwa i dwoma talerzykami ciast. Dziewczynie podała tartę, a chłopcu drugie ciasto.
- Smacznego! - uśmiechnęła się i odeszła.
Po paru sekundach Hermiona spytała.
- Draco, masz pieniądze?
Ślizgon skamieniał.
- Hermiona, zapomniałem.
- Boże! Jak z tąd wyjdziemy! Przecież już ugryzłam moje ciasto i wypiłam 1/4 kufla! Boże...
- Ej! Spokojnie! Nikt się nie dowie!
- Tia... Czekaj, ile powinniśmy zapłacić... 4 galeony, 15 sykli! To prawie 5 galeonów! Mam tylko dwa galeony, a reszta to sterta knutów. Czekaj, policze te knuty...
- Nigdy nie kradłaś? Jak coś, to wrócimy i zapłacimy. Proste! - rozłożył się na fotelu.
Spojrzała na niego dziwnie.
- Chyba oszalałeś!? Czekaj, jeden galeon to 493 knuty, jeden galeon to 17 sykli. Więc...
- Po co tracisz czas!? Miałaś wypoczywać. Pod koniec policzysz.
Wreszcie dała spokój, ale położyła swoje wszystkie pieniądze obok na stoliczku. Draco już wszystko skończył, ale ciastko było nietknięte.
- Oj Draco! Jeden kawałek! - prosiła.
Po kilkunastu jękach Ślizgon wreszcie się zgodził ukroił mały kawałek i z krzywieniem na twarzy włożył do ust. Ugryzł z parę razy, a następnie przełknął.
- I jak? - spytała. - Tylko szczerze! Mam tu Venitaserum!
- Ej, skąd!?
- Najpierw odpowiedź na moje pytanie, następnie na twoje. Ty będziesz szczery, to i ja. - uśmiechnęła się.
- Nawet, ale NAWET jest ok. Jest dobre, ale wole zwykłe jabłka.
Po czym wyciągnął ładne, umyte zielone jabłko i odgryzł kawałek.
- Teraz ty. - upomnił ją.
- Więc, pamiętasz, jak Snape groził nam Venitaserum?
- Kobieto, to było DZIŚ.
- Miał je, ale podmieniłam je z fiolką od Pomfrey. Są podobne, ale jak się je otworzy mają inny zapach.
Malfoy o mało nie spadł z fotela.
- Ukradłaś fiolkę od gościa który nie ma szamponu a ty się boisz nie zapłacić!?
Granger tak się śmiała, że ludzie zaczęli się obracać.
- Też uważam, że nie ma szamponu. - śmiała się. - Ale wole nie mieć problemów z hajsem,
- Ech... Pomogę ci.
Razem liczyli knuty.
- To będzie 523 knuty. - odpowiedział Draco.
- Dobrze, teraz ja to wszystko przeliczę...
- W kalkulatrorze w głowie - przerwał jej.
- Mamy chyba 3 galeony, 3 sykle. Nie starczy. - odpowiedziała ze smutkiem.
- Jezu... Nie zapłacisz i dobrze!
Nagle podeszła postać w kapturze do ich stolika. Rzuciła na stół sześć galeonów.
- Reszta dla pana. - powiedział ładny, ale nie za dobry głos. - Panna Granger ma racje. Nie powinno się kraść.
- Przepraszam, skąd zna pani moje nazwisko? - spytała.
Postać skierowała się na nią.
- Źle jest być ciekawskim, a panna na pewno zna mugolskie powiedzenie. Żegnam, panie Malfoy.
Wyszła z pubu.
- Kim ona jest? - spytała.
- A to mnie obchodzi? Zapłaciła!
- Draco, ona zna nasze nazwiska, a nie wykluczalne jest, że imiona. Ja kojarzę ten głos.
- Potem pójdziesz do biblioteki, kelnerka do nas idzie.
Jak powiedział, kobieta o jasnych lokach zmierzała w ich stronę. Miała krwiste usta oraz gryzła długopis jasnymi zębami jak śnieg.
- Państwo skończyli? - spytała gryząc długopis.
- Tak, tu zapłata. - przesunął galeony od obcej postaci w jej stronę.
Nawet się nim nie przyjrzała, a już zabrała i schowała do kieszeni.
- Resztę przynieść?
- Tak, tak. - odpowiedział, gdy Hermiona podała puste kufle i talerz po tarcie
- Ja dojem jabłecznik. - odparła i zaczęła jeść.
 Kelnerka zniknęła. Po chwili Draco powiedział.
- Zostaw i znikamy.
- Dlaczego? - pytała zdziwiona.
- Od dziecka mam taki dar, że potrafię dzięki dotykowi rozpoznać fałszywki. - powiedział. - jeden jest prawdziwy, reszta fałszywki.
Dziewczyna wypluła ciasto.
- Zachowuj się normalnie, może nie zauważą.
Podeszła do lady odstawiając pusty talerz, gdy kelnerka dała jej do dłoni resztę. Podeszła do wieszaka, a Draco za nią. Gdy ubierali się, postać krzyknęła.
- To fałszywki! Złodzieje! Łapać ich!
 Klienci nie nie zmrużyli nawet oka, a szóstoklasistów już nie było. Kiedy Draco odsłaniał liściami tunel, ktoś krzyknął:
- Poszli na tyły!
- Hermiona, ty pierwsza. Będzie na mnie. - poprosił.
- Draco! Przecież...
- Nie - przerwał jej. - Będzie na mnie. Przecież ja jestem Ślizgonem, ja jakoś to załatwię. Z tobą będzie ciężej. Biegnij!
Nie zdążyła zaprotestować, ale chłopak popchnął ją w stronę tunelu. Sam się schował, ale gdy przykrywał trochę deskami, ktoś ponownie krzynknął:
- Tam!
Po chwili zza muru zaczęły wynurzać się postacie.
- Confundus! - ryknął i zniknął im z oczu.
- Coloportus! - szepnęła Hermiona z dali. - odwrotność Alohomory!
Wiadomo, że chodziło o zamykanie drzwi.
- Coloportus! - ryknął.
Słychać było tylko trzask. Byli bezpieczni.
- Idź! Zostało 15 minut lekcji! Ja tu posiedzę i się wytłumaczę. Podejdź do mnie.
Hermiona podeszła do niego. Chłopiec uderzył nogą w jej kostkę.
- Ał! - krzyknęła - Czemu mi to zrobiłeś.
- Ja, skąd! Przewróciłaś się ze schodów i właśnie idziesz do Pomfrey!
- Niech ci będzie... - westchnęła kulejąc.
Szła przodem. Ślizgon postanowił tu zostać, aby nie było.
- Lumos - szepnął.
 W tunelu wreszcie pojawiło się światło, a Draco mógł się przyjrzeć, z czego jest zrobiony. Widok ten zatkało go. Przejście wcale nie było zwykłym, wykopanym tunelem który ocieka. Wręcz przeciwnie! Tunel był zrobiony z kamieni, co wcześniej ich nie czuł. Pod nogami miał czarną ziemię, dobrą do chodowania roślinności. Ale pod ziemią dobra gleba? I te kamienie... Ociekała z nich woda! Ślizgon był inteligetny, więc analizował w myślach:
- Kamienie... Został specjalnie wybudowany! A jak ocieka woda, to gdzieś są ścieki! A może to Komnata Tajemnic?
Przypomniało mu się, jako 12-latek zobaczył krwawy napis. Powiedział do Hermiony "Ty będziesz pierwsza, szlamo!". Zaczynał żałować tych słów, mimo, iż dawno to powiedział.
 Nagle jakaś ręka zasłoniła mu usta, to musiała być mocna ręka, ale Dracon uderzył go w ramię, co odsunął rękę. Wstanął i przejrzał wszystkie kąty, co i tak ich nie było. Nic, ale skąd mogła się wziąć ręka? Przesunął palcami po trzech kamieniach, które jak Ślizgon nie zauważył - miały inny kształt niż pozostałe. Przesuwał by palcami dalej po innych kamieniach gdyby nie zauważył, że kamienie zaczynają przesuwać się. Dostrzegł także trzy kamienie o innych kształtach, które się nie ruszały. Kamienie przestały się poruszać, a chłopiec popchnął je. Kamienie normalnie otworzyły się jak drzwi. Pokierował różdżkę ku ścianą, ku górze. Ze ścian nie kapała woda. Sufit i ściany były ceglane. Na wprost znajdowała się kładka nad przepaścią. Na prawo wąska ścieżka obok przepaści a na lewo znajdowała się tabliczka:
Jeśli drogi człowieku brak ci odwagi, przejdź moją drogą. Powrócisz tam, skąd przybyłeś.
- "Tam, skąd przybyłeś" - powtarzał w myślach. - To ma dwa znaczenia.
Obrócił się, a za nim pojawiły się kraty. Nie mógł wrócić. Nie miał też odwagi, ale nie był tchórzem.
Dotknął tabliczki, a tabliczka zmieniła napis.
Ścieżka wąska może wyglądać na złą, a może taką być Ścieżka przez kładkę decyduje o twoim losie twoja wiara. Wybieraj.
"Wybieraj". Ile miał na to czasu. Czyli ścieżka po lewo nie wiadomo, czy jest zła, czy dobra. Kładka mogła być dobra jak wiara jest dobra. Wiedział, że ma mało czasu. Z wiarą nie zawsze powinno być OK.
- Bądź na parę sekund Gryfonem! - pamiętał jej słowa.
I był skierował się na wąską ścieżkę.

1 komentarz:

Mia Land of Grafic